Pytanie, które zadaje dziś mnóstwo osób: jest nowe Muzeum Historii Żydów Polskich, a dlaczego nadal nie powstało muzeum naszej historii?
– Najprościej byłoby odpowiedzieć, że twórcy MHŻP zaczęli wcześniej, więc mamy prawo być opóźnieni. Jednak to nie jest cała prawda, bo rzeczywiście stanowisko Ministerstwa Kultury w sprawie budowy siedziby Muzeum Historii Polski nie jest jednoznaczne. Tzn. od ośmiu lat otrzymujemy werbalne wsparcie, ale wsparcie realne, w sensie finansowania, urwało się gdzieś około 2011 r., kiedy zakończyliśmy sprawy związane z konkursem na wystawę stałą. I w tej chwili jesteśmy właściwie trzymani cały czas w stanie zawieszenia i niestety nie wiemy ani kiedy to muzeum powstanie, ani za jakie pieniądze, ani nawet nie jesteśmy do końca pewni, czy w tym miejscu i w takiej formie, w jakiej je planowaliśmy. Ten stan wymaga już po prostu zakończenia. Zbyt długo to wszystko trwa.
Proszę przypomnieć, jaka to ma być lokalizacja?
– W 2009 r. został przeprowadzony konkurs architektoniczny na lokalizację nad Trasą Łazienkowską koło Zamku Ujazdowskiego w Warszawie. Jest wybrany w drodze konkursu projekt koncepcyjny pracowni Paczowski et Fritsch z Luksemburga – i chcielibyśmy go jak najszybciej zrealizować. Natomiast dzisiaj podnoszone są – ostatnio także przez panią minister Omilanowską – postulaty, czy nie należałoby jednak zmieniać lokalizacji ze względu na rozmaite finansowe przeciwwskazania. Tylko, że jednocześnie nikt nie wskazuje, gdzie ma być ta nowa lokalizacja. Zatem oczekiwałbym, że albo ta lokalizacja zostanie podtrzymana, albo ktoś wskaże, gdzie i za jakie środki możemy wybudować muzeum.
Ten brak konkretów raczej źle wróży na przyszłość…
– Niestety, ja nie widzę w tej chwili specjalnej determinacji władz, żeby zrealizować ideę MHP. A tego typu duży projekt wymaga jednak nie tylko ogólnej życzliwości, ale także silnej woli, żeby tak się stało.
A prywatne pieniądze?
– Cóż, szansa na zebranie kwoty ok. 300–400 mln zł – a to jest ten rząd wielkości – nie istnieje. Musiałby nastąpić jakiś ogromny ruch społeczny na rzecz realizacji tego muzeum. Natomiast można sobie wyobrazić, że część, nawet do 100 mln zł, mogłaby pochodzić z funduszy prywatnych. Sądzę, że zwłaszcza duży biznes chętnie czasem sponsoruje takie przedsięwzięcia, o ile tylko widzi w tym i szansę faktycznej realizacji, i zainteresowanie ze strony władz.
W tej chwili Stowarzyszenie Przyjaciół Muzeum Historii Polski, w którym działa wiele zacnych postaci, rozważa zresztą pomysł, żeby wystąpić do szerszego kręgu społeczeństwa z inicjatywą zbierania funduszy na projektowanie wystawy stałej. Bo to dałoby się zrealizować z pomocą prywatnych pieniędzy.
Jakie to ma być muzeum? Historia Polski to przecież temat rzeka.
– Oczywiście, musimy wybierać. Nie da się przecież pokazać całej historii Polski. Każda synteza wymaga wyboru. Zresztą czy podręczniki zawierają całą naszą historię? Pracując nad koncepcją wystawy stałej, założyliśmy, że naszą opowieść poprowadzimy wzdłuż trzech głównych osi. Pierwsza to oś wolności. Polska jest takim krajem, którego historia w szczególny sposób daje się wyjaśnić za pomocą tego pojęcia. To zaczyna się od I Rzeczypospolitej, są kwestie budowy samego państwa wokół pewnej formuły wolności – myślę tutaj o przywilejach szlacheckich, Sejmie i wolnych elekcjach – potem także o walkach w obronie wolności i niepodległości w XVIII w., zabiegach i walce o jej odzyskanie w XIX w. Dalej jest wolność odzyskana, tworzenie państwowości po 1918 r., znów utracona w czasie II wojny światowej i w okresie PRL-u, a na końcu narodziny Solidarności i upadek komunizmu.
Zgadzam się, pojęcie wolności chyba najbardziej konstytuuje słowo „polskość”.
– Oczywiście, obojętnie z której strony byśmy na to patrzyli. Zarówno w aspekcie wolności dobrze użytej, ale i niekiedy także nadużytej, jak i w przypadku liberum veto. Pierwotnie chcieliśmy nawet nazwać tę placówkę Muzeum Wolności. Doszliśmy jednak do wniosku, że to byłoby zbyt enigmatyczne, zbyt jednowymiarowe.
Potrzebne są więc także inne osie.
– I kolejną taką osią jest tożsamość. Polska jest krajem, który na przestrzeni dziejów miał być może jednym z najbardziej zmiennych granic w Europie, ale również płynny skład ludnościowy. Od średniowiecza do 1945 r. funkcjonowaliśmy w społeczeństwie, w którym istniało wiele grup etnicznych, wiele różnych religii. Inaczej zatem rozumieli swoją polskość Polacy w XVI–XVIII w., a inaczej my, współcześni. To jest znakomity przyczynek do zrozumienia stopnia skomplikowania naszych dziejów.
Trzecia oś?
– Będzie ona dotyczyła przemian cywilizacyjnych. Chcemy pokazać elementy rozwoju cywilizacyjnego, gospodarczego, naukowego oraz konkretne dokonania Polaków. Pracujemy w tej chwili np. nad wystawą poświęconą modernizacji miast polskich na przełomie XIX i XX w. To jest bardzo ciekawy temat, bowiem większość dużych ośrodków miejskich m.in. Warszawa, Poznań, Kraków czy Lwów podlegała wówczas ogromnym przeobrażeniom, co znajduje swój silny ślad m.in. w architekturze i urbanistyce tych miast do dzisiaj.
Prof. Andrzej Rottermund powiedział kiedyś, że odwiedzający Muzeum Historii Polski musi zobaczyć tam coś niezwykłego, coś, czego się nie spodziewał. Żeby zapamiętał. Macie taki haczyk?
– Sądzę, że co najmniej dwie rzeczy będą takim elementem. Po pierwsze, sama koncepcja plastyczna, która jest bardzo nowoczesna, multimedialna, w stylu najlepszych wzorców muzeów narracyjnych. Jej projekt został przygotowany przez konsorcjum WWAA, które m.in. realizowało znakomity Pawilon Polski na Expo 2010. Są tam ciekawe pomysły, np. ogromna kapsuła, gdzie trójwymiarowa projekcja przeniesie nas na pole elekcyjne I Rzeczypospolitej. I druga rzecz: my szukamy takich ważnych elementów historii Polski, które jednak nie są szerzej znane i które mogą zaskoczyć ludzi. Takich smaczków jest naprawdę bardzo dużo.
Na co postawicie akcent? Piotr Zychowicz w niedawnym wywiadzie dla „PK” mówił, że dość już muzeów naszych narodowych klęsk.
– Chcielibyśmy pokazać bardziej te pozytywne aspekty polskiej historii. W pewnym sensie, w stosunku to tradycyjnej narracji, będzie to przesunięcie w kierunku sukcesów, osiągnięć cywilizacyjnych czy ustrojowych, a także militarnych triumfów. Nie znaczy to jednak, że będziemy budować tylko jakąś jednostronną opowieść. Naszym obowiązkiem jest pokazać różne wątki historii. Także te bolesne i kłopotliwe. Natomiast fakt, że my nie jesteśmy związani jednym tematem, jest zarówno trudnością, jak i pewną szansą. W przypadku Muzeum Powstania Warszawskiego bardzo trudno odejść od martyrologii, to jest właściwie niemożliwe, ten obraz dominuje, natomiast w naszym przypadku istnieje możliwość pokazania szerszej palety wydarzeń.
Co może robić dziś muzeum bez stałej wystawy?
– W tej chwili realizujemy rozmaite projekty poza naszymi murami, przede wszystkim projekty wystawiennicze – obecnie zamykamy wystawę poświęconą polskiej emigracji w Londynie. Mamy na swoim koncie kilka innych ważnych wystaw m.in. Pod wspólnym niebem na temat I Rzeczypospolitej i jej bogactwa kulturowego czy Oblicza nowoczesności poświęconą dwudziestoleciu międzywojennemu. Staramy się przypominać rzeczy zapomniane, albo pokazywać historię w trochę inny sposób niż dotąd, często poprzez zupełnie odmienną perspektywę.
W którym momencie będzie się kończyć Wasza opowieść?
- Pierwotne założenie było, że zamykamy ją gdzieś koło 1989 r. Im jednak dłużej trwają prace nad muzeum, tym bardziej jesteśmy przekonani, że trzeba opowiedzieć tę historię dalej, przynajmniej do wejścia do Unii Europejskiej, albo do śmierci Jana Pawła II.
Bez Smoleńska?
– Wręcz przeciwnie, jakiś akcent dotyczący Smoleńska musi być, również dlatego, że jedną z osób współtworzących koncepcję tego muzeum był śp. minister Tomasz Merta i w tym sensie mam poczucie, że ten temat musi zaistnieć. Natomiast nie chciałbym, żeby funkcjonował on na zasadzie dzisiejszego partyjnego sporu. Ten spór toczy się nadal, a muzeum powinno zajmować się sprawami, które już schodzą z agendy politycznej. Potrzebny jest pewien dystans.
„Ta historia się nie kończy, wolność jest Twoim udziałem, korzystaj z niej mądrze dla Polski i dla świata” – to ma być ostanie przesłanie muzeum dla zwiedzających.
– Myślę, że to doskonale wpisuje się w słowa, które w 1987 r. wypowiedział Jan Paweł II, mówiąc, że każdy ma swoje Westerplatte, którego trzeba strzec i bronić. Wolność nie jest czymś, co jest nam dane do dowolnego wykorzystania, ale właśnie stanowi pewne zadanie. I w jakimś sensie to muzeum ma pokazać i to, w jaki sposób wypełnialiśmy i nie wypełnialiśmy tego zadania oraz posłużyć jako moment refleksji nad tym, gdzie teraz jesteśmy i co z tą wolnością dalej możemy zrobić. To także przypomnienie, że owa wolność jest czymś czym oddychamy, a co przestajemy niekiedy cenić, bo mamy ją na co dzień, jednak kiedy zaczyna jej brakować, natychmiast to odczuwamy. Ona wymaga więc ciągłego podtrzymywania, pilnowania i dobrego wykorzystania.