''Consecratio'' znaczy poświęcenie...
Katarzyna Jarzembowska
Fot.
Czasami w cichej modlitwie za kratą, czasami z hostią na białoruskich bezdrożach Życie zakonne nie zna utartych szlaków. Bazylianie, sercanki, trynitarze, siostry od Aniołów, obliczanki, samarytanki - długo by wyliczać. Niezależnie od koloru habitu czy rodzaju posługi wszyscy mają swoje święto w tym samym dniu - 2 lutego. Pierwszy Dzień Życia Konsekrowanego zorganizowano w 1997...
Czasami w cichej modlitwie za kratą, czasami z hostią na białoruskich bezdrożach… Życie zakonne nie zna utartych szlaków. Bazylianie, sercanki, trynitarze, siostry od Aniołów, obliczanki, samarytanki - długo by wyliczać. Niezależnie od koloru habitu czy rodzaju posługi wszyscy mają swoje święto w tym samym dniu - 2 lutego. Pierwszy Dzień Życia Konsekrowanego zorganizowano w 1997 roku.
Klasztorna krata przywodzi na myśl więzienie. Jednak dla sióstr klauzura jest znakiem przynależności do Chrystusa i tego, że poza Nim już niczego i nikogo się nie szuka. Życie za murami wymaga poświęceń - a przecież każda z mniszek ma inny charakter. - Wiadomo, że człowiek nie jest pozbawiony słabości - ma w sobie gniew i chciwość, ale nauczyłam się, że trzeba przyjąć to, co Pan Bóg da. A szczęście od Niego wygląda inaczej… Czasami jest takie "szorstkawe", ale gdy odkryje się jego sens i piękno, wtedy potrafi się z wielu rzeczy zrezygnować, bez bólu i smutku - wyznaje siostra Janina, klaryska.
Klaryski od Wieczystej Adoracji należą do wielkiej rodziny wspólnot kontemplacyjnych, których istotą jest nieustająca modlitwa i wierne trwanie przy Bogu. Siostry przybyły do Bydgoszczy 14 września 1925 roku. Za ich sprawą trafili także do grodu nad Brdą Bracia Mniejsi Kapucyni. W 1993 roku przejęli opiekę duszpasterską nad kościołem Klarysek przy ulicy Gdańskiej.
Ojciec Jan Fibek OFMCap. spędził na Białorusi dwanaście lat. Słonim, Dokszyce, Szumilino, Mołodeczno - to tylko niektóre "przystanki" na jego duszpasterskiej drodze. - Koniec lat 80. to był czas, kiedy Kościół zdobył się na odwagę wysłania pierwszych misjonarzy na Wschód. "Trzeba tam być" - mówili najbardziej zaangażowani. A to "bycie" czasami wyglądało tak: dwóch księży wyjeżdżało w niedzielną trasę, która liczyła 130 lub 150 kilometrów. W samochód wsiadała "ekipa": kapłan, siostra zakonna, kierowca i ministrant. Trzeba było odprawić cztery Msze Święte. A często ludzie ustawiali się w kolejce - czekali na pogrzeb, chrzest. To był Kościół pracujący "na szybko" - przyznaje ojciec Jan.
Bydgoska wspólnota wydała najwięcej powołań misyjnych - kapucyni, którzy kiedyś służyli przy kościele Klarysek, ewangelizują w Gwatemali, Turcji, Gabonie czy Szwecji.
Klaryski zamknięte w klauzurze przez miłość i kontemplację są zawsze w samym sercu świata i każdego człowieka. Misjonarze przemierzający kule ziemską - w białoruskich miasteczkach czy amerykańskich slumsach - podają pomocną dłoń najbardziej potrzebującym. Tak różne charyzmaty - ten sam cel. Bóg nie zna granic…
Tekst i zdjęcie: