Logo Przewdonik Katolicki

Obecny w zwyczajności

bp Damian Muskus OFM
il. Agnieszka Robakowska

J 12, 20–33 Ten, kto kocha swoje życie, traci je

Wszystko zaczyna się od pragnienia. To naprawdę nie ma znaczenia, w czyje serce Bóg składa tęsknotę do miłości – czy to jest Grek, czy Żyd, czy uczeń Jezusa, człowiek niewierzący, powątpiewający, czy wręcz wrogo do Niego nastawiony. „Chcemy ujrzeć Jezusa!” – to pragnienie, z którym ludzie najpierw przychodzili do apostołów, a dziś wyrażają je, na różne sposoby, wobec chrześcijan, pociągnięci świadectwem ich życia. Może to być zwyczajne zaciekawienie, może chęć zrozumienia, dlaczego ktoś decyduje się być uczniem Jezusa, może fascynacja. Jak na tę tęsknotę odpowiedzieć? Najprościej. Uczciwie, wskazując na Źródło. Filip i Andrzej powierzyli pragnienie Greków w ręce Mistrza. Nie udawali przed nimi, że mogą je zaspokoić, nie próbowali skupić ich uwagi na sobie. Od razu poszli do Jezusa.
Dziś, gdy wcale nie tak trudno jest natknąć się na ludzi, którzy próbują oczarować innych swoją charyzmą i przyciągnąć do siebie, warto pamiętać o tej wskazówce. Uczeń Jezusa nie zatrzymuje uwagi na sobie, przyciąga ludzi nie do siebie, ale do Niego. Idzie z ich pragnieniami do Chrystusa. Troszczy się i dba o ich relację z Jezusem, nie z sobą. Jeśli więc ogarnie nas fascynacja człowiekiem, jeśli podziwiamy jego pasję, oddanie misji, rozmaite talenty, nie traćmy z oczu tej perspektywy. Do kogo on nas właściwie przyciąga? Do siebie czy do Pana?
Co to znaczy „zobaczyć Jezusa”? Pan odpowiada Andrzejowi i Filipowi. Mówi o obumarciu ziarna, mówi o służbie, która jest drogą pokonywaną wraz z Nim. Mówi o chwale Ojca, której doświadcza naśladowca i przyjaciel Pana. To są takie momenty chrześcijańskiego życia, które w istocie mówią nam: sprawdzam. Ujrzeć Jezusa w całej prawdzie, poznać Go można więc po pierwsze tylko wtedy, gdy zgodzimy się, by umarło w nas to, co od Niego oddziela, by On przemienił nasze życie, wszedł w naszą codzienność i uczynił ją płodną, przynoszącą owoce, twórczą.
Po drugie, ujrzeć Jezusa to znaczy pójść za Nim i służyć Mu. Do tego potrzebna jest decyzja woli, ale Pan mówi także: „Przyciągnę wszystkich do siebie”. Decyzja o pójściu za Nim jest odpowiedzią na Jego przyciąganie. To trudna droga, bo wiedzie przez krzyż. Ale na tym polega paradoks miłości, że przez śmierć prowadzi do życia. Dopóki unikamy krzyża, dopóki nie mierzymy się z tym, co w nas ułomne, potrzebujące uzdrowienia, dopóty nie doświadczymy życia w pełni, sensownego i przenikniętego miłością.
Warto w tym kontekście jeszcze zapytać, jak szukamy Jezusa? Gdzie Go widzimy, spotykamy, w kim Go odkrywamy? Jeśli bowiem tworzymy w swojej codzienności małe wysepki spotkań z Panem, odizolowane od osób bliskich nam i dalszych, oddzielone od spraw, za które jesteśmy odpowiedzialni, które stanowią treść naszego życia, to znaczy, że nie szukamy Go tam, gdzie On jest, tylko sami wyznaczamy Mu miejsce, tak naprawdę broniąc Mu dostępu do siebie. Chwały Ojca nie doświadczamy w abstrakcyjny sposób. Ona przenika nasze życie tam, gdzie jesteśmy, a więc również w tym, co boli, uwiera, co jest dla nas wyzwaniem. Również w ludziach, którzy są dla nas wyzwaniem, bo myślą inaczej niż my, inaczej opisują wartości, które są dla nich cenne, a nawet stają w opozycji do tego, co dla nas najcenniejsze. Tam też jest Chrystus.
„Zagrzmiało” – mówią jedni. „Anioł przemówił” – mówią inni. Obecność Pana objawia się w zwyczajności, ale odkryjemy ją, gdy pozwolimy, by On przyciągnął nas do siebie i pójdziemy za Nim. Wtedy to, co dla jednych jest prozaiczne, nieefektowne, trudne, dla nas stanie się miejscem doświadczenia chwały Ojca, czyli spotkaniem z Jego przemieniającą i zbawienną miłością.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki