Pod koniec lutego nieopodal Crotone na pięknym latem wybrzeżu Kalabrii rozbiła się łódź, którą płynęło około 150 migrantów z Afganistanu, Iranu, Pakistanu i Somalii.
Wśród ciał jest wiele dzieci. W tym kilkuletnie bliźnięta. W tym niemowlę. W tym ciało martwego siedmiolatka, trzymanego przez ocalałego wujka. Chłopiec miał płuca pełne wody, nie dało się go uratować. Łódź rozbiła się o skały kilka metrów od wybrzeża. Służby zaalarmował wcześnie rano rybak. Jeden z lekarzy, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia, mówił, że wszędzie, gdzie nie spojrzał, pływały zwłoki. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Morze Śródziemne pochłonęło życie 26 tys. ludzi. Tylko w ubiegłym roku było ich 2400. Tylko w tym roku – 300. Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM), która śledzi szlaki migracyjne, najbardziej śmiercionośny jest ten, który łączy Libię i Tunezję z Włochami. Tu od 2014 r. zginęło 17 tys. osób. 26 lutego w pobliżu Crotone zginęły
74 osoby, w tym 20 dzieci poniżej 12. roku życia. Trzydzieści osób wciąż jest uznawanych za zaginione – ich ciała być może na zawsze pozostaną w Morzu Śródziemnym.
Zdjęcie i nic
Dlaczego utonęli? Włoskie władze i media tłumaczyły, że morze było zbyt wzburzone, żeby uratować rozbitków, że tragedia była nie do przewidzenia. Raporty organizacji humanitarnych zadają kłam tym tezom. Również Vittorio Aloi, dowódca biura kapitanatu portu w Crotone, publicznie mówił, że stan morza tamtej nocy wynosił 4, co oznacza sytuację absolutnie do opanowania przez statki ratunkowe.
Już 24 godziny przed tragedią, 25 lutego nad ranem, znajdująca się na Morzu Jońskim łódź z migrantami nadała sygnał SOS. Nie były wówczas znane współrzędne statku, ale włoskie służby prosiły znajdujące się na morzu jednostki o wzmożoną uwagę.
Wieczorem tego samego dnia prosząca o pomoc łódź została zauważona przez jednostkę Frontexu, patrolującą Morze Śródziemne z samolotu. Zrobiono jej zdjęcia za pomocą kamery termowizyjnej. Stwierdzono, że łódź wypełniona jest po brzegi ludźmi, którzy nie mają kamizelek ratunkowych. Na podstawie zanurzenia łodzi liczbę pasażerów szacowano na około dwustu. Zbliżała się noc. Oczywiste było, że potrzebują pomocy. Nie zrobiono nic – do czasu, kiedy rybak znalazł na wybrzeżu zwłoki dziesiątek ludzi, w tym dzieci.
Pierwsze: nie ratuj
Od 1 stycznia we Włoszech obowiązuje nowe prawo, ograniczające możliwości niesienia pomocy przez organizacje humanitarne na morzu. Jedna jednostka ratunkowa może przeprowadzić każdorazowo tylko jedną taką akcję, po czym ma obowiązek powrotu do portu, na dodatek nie najbliższego, ale wskazanego przez władze – często oddalonego od miejsca zdarzenia nawet o kilka dni żeglugi. To sprawia, że statek ratunkowy musi zostawiać na morzu kolejne tonące w pobliżu łodzie, nawet jeśli o nich wie i odbiera sygnały alarmowe. Skutkiem tych ograniczeń jest znaczne zmniejszenie liczby statków ratunkowych, które w danym momencie są na morzu i mogą podjąć akcję ratowania ludzkiego życia.
Za złamanie zakazów organizacjom humanitarnym grozi do 50 tys. euro grzywny i konfiskata statku. Organizacjom humanitarnym zarzuca się, że ich obecność na morzu napędza ruch migracyjny, a ich prywatne statki siłą zatrzymywane są w portach, czasem wręcz skute łańcuchami.
Ograniczenia prawne podobne do włoskich dla jednostek pływających pod swoimi banderami planuje wprowadzić również rząd niemiecki. Jednostki cywilne, niosące pomoc, zostaną zmuszone do kosztownych przeróbek i wprowadzenia drogiej i skomplikowanej technologii. Organizacje pozarządowe, zajmujące się pomocą humanitarną, przyznają, że dla dużej części z nich oznacza to ograniczenie albo wręcz przerwanie działań ratujących ludzkie życie.
Władze argumentują wprowadzane zmiany troską o bezpieczeństwo statków i ochronę życia i zdrowia załóg ratunkowych. Tymczasem od początku misji, prowadzonych na Morzu Śródziemnym przez statki cywilne, podczas ratowania tysięcy osób nie zdarzył się ani jeden wypadek, w którym członek załogi został ranny.
Płacą i ratują
Miesiąc po tragedii w Crotone włoskie media informowały, że tylko w ciągu jednej doby na Lampedusę przybiły 43 łodzie, przywożąc dwa tysiące migrantów. W ośrodku rejestracji na wyspie, obliczonym na przyjęcie czterystu osób, było ich tysiąc osiemset. Ludzie płynęli przede wszystkim z pogrążonej w głębokim kryzysie gospodarczym i politycznym Tunezji, ale również z Gwinei, Burkina Faso, Kamerunu czy Gambii.
26 marca włoskie władze zablokowały statek organizacji humanitarnej, ratujący migrantów na morzu. Statek finansowany był przez anonimowego artystę Banksy’ego. Zarzucono mu łamanie obowiązujących od początku stycznia przepisów, które ograniczają możliwości niesienia pomocy tonącym w morzu ludziom. Statek organizacji humanitarnej nie zastosował się do tych przepisów, ponieważ otrzymał zgłoszenie o trzech łodziach z migrantami, znajdujących się na wodach Malty. Na organizację nałożona została kara finansowa, a statek ratunkowy zatrzymano w porcie – mimo że na morzu wciąż pojawiają się kolejne łodzie, którym w każdej chwili grozi zatonięcie.
Nigdy więcej?
Już po tragedii na Lampedusie w 2013 r., kiedy w katastrofie dwóch łodzi zginęło pół tysiąca osób, Europa głośno mówiła, że taka tragedia nie może się nigdy powtórzyć. Zainicjowano wówczas operację „Mare Nostrum” – jej zadaniem było odbieranie łodzi z uchodźcami i eskortowanie ich do Libii. Operacja została przerwana po roku, gdy okazało się, że prawie sto tysięcy uratowanych ludzi trafiło do Europy. Wówczas Unia Europejska rozpoczęła współpracę z Libią, szkoląc tamtejszą straż przybrzeżną, wyposażając ją i finansując ośrodki, służące do przetrzymywania uchodźców. Również dla Włochów sposobem na zatrzymanie nielegalnego ruchu migracyjnego od kilku lat jest współpraca z Libią. Na podstawie memorandum rząd włoski wysyła do Libii pomoc ekonomiczną i wsparcie techniczne warte miliony euro w zamian za to, że uchodźcy uciekający z krajów afrykańskich zatrzymani zostaną na libijskim wybrzeżu. To rzeczywiście działa, ale nie oznacza, że ruch migracyjny znika. Ci, którzy z Afryki ruszają na północ, do Europy, za europejskie pieniądze wpadają w pułapkę. Zostają zatrzymani w obozach, które odwiedzający je w 2017 r. niemieccy dyplomaci porównali do obozów koncentracyjnych. Według raportu Amnesty International, ogłoszonego w 2021 r., w libijskich ośrodkach detencyjnych stosowane są tortury, dochodzi do przemocy seksualnej na mężczyznach, kobietach i dzieciach. Ośrodki te finansowane są przez Europę, która sama przestrzega praw człowieka, ale też chętnie współpracuje z tymi, którzy je łamią – byle tylko zatrzymać migrantów z dala od swoich granic.
Szukanie dróg
Oxfam proponuje podjęcie działań, które mają poprawić bezpieczeństwo i nie dopuszczać do kolejnych masowych śmierci na wodach Europy. Organizacja mówi o konieczności rozszerzenia regularnych kanałów wjazdu migrantów do Unii Europejskiej tak, żeby nie byli oni zmuszeni oddawać się w ręce handlarzy ludźmi. Mówi o przygotowaniu planu ewakuacji osób nielegalnie przetrzymywanych w Libii. Mówi o konieczności stworzenia europejskiej misji morskiej z zadaniem poszukiwania i ratowania ludzi na morzu i o obowiązku poszanowania przez władze misji organizacji humanitarnych. To wszystko jednak nie rozwiązuje fundamentalnego problemu: nadal nikt w Europie nie wie, co zrobić z migrantami, kiedy będzie ich z każdym rokiem coraz więcej. Włosi i Grecy, którzy wyciągają z wody łodzie i zwłoki, są bezradni. Sami tego ciężaru nie są w stanie udźwignąć.
Świat się pali
Według danych podawanych przez UNHCR, w 2022 r. sto milionów ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Uciekali oni przed przemocą, łamaniem praw człowieka i prześladowaniami. Według szefa agencji Filippo Grandi, jest to „rekord, który nigdy nie powinien być ustanowiony”.
W Jemenie katastrofa humanitarna zmusiła do opuszczenia domów 4,3 mln ludzi. Jednocześnie sam Jemen pozostaje i celem, i punktem tranzytowym dla migrantów opuszczających kraje Rogu Afryki. Uciekinierzy często zmuszeni są przemieszczać się przez linie frontu, narażeni na przetrzymywanie, nieludzkie warunki, wyzysk i handel ludźmi.
Po 11 latach od wybuchu wojny w Syrii tysiące Syryjczyków nadal nie mają nadziei na powrót do domów. 80 tys. z nich żyje w obozie Zaatari w Jordanii, w całej Jordanii jest ich prawie 700 tys. Pięć milionów syryjskich dzieci nigdy nie zaznało pokoju.
W Bangladeszu w obozie Cox’s Bazar mieszka obecnie prawie milion ludności Rohindża, którzy zmuszeni byli uciekać z Mjanmy. ONZ wysyła tam dużą pomoc humanitarną, bo sam Bangladesz uzależniony jest od pomocy z zewnątrz, nie jest więc w stanie wspomagać dodatkowo uchodźców.
W Etiopii z powodu konfliktu w regionie Tigraj przesiedlonych zostały miliony osób. Pogarszające się tam warunki życia oznaczają brak dostępu do żywności, do czystej wody i do leków – jeśli natychmiast nie zostanie skierowana tam pomoc humanitarna, ludzie umrą.
Cicha rzeź
Po tragedii u wybrzeży Crotone ks. Luigi Ciotti, włoski społecznik, mówił: – To, z czym mamy do czynienia, to już nie są migracje – to są deportacje. Świat nadal dzieli się na świat wielkich liniowców i świat tratw, świat bogatych i zdesperowanych biednych, świat osiadłych i przymusowych migrantów. Tak – powinniśmy przestać nazywać to migracjami: to są wymuszone deportacje. Nikt nie opuszcza swoich bliskich, swoich domów z własnej woli, narażając się na ryzykowne podróże w rękach organizacji przestępczych i wydając się na łaskę zjawisk atmosferycznych. Ludzie robią to tylko dlatego, że zmusza ich do tego system, wewnętrznie brutalny system ekonomiczny, który kolonizuje i wyzyskuje. Dzieje się tak, ponieważ zglobalizowany Zachód, w imię bożka zysku, czyni wokół siebie spaloną ziemię, oferując mu alternatywny wyzysk, jeśli nie niewolnictwo. I tak oto cicha rzeź odbywa się od co najmniej trzydziestu lat, na oczach bogatego Zachodu, który udaje, że tego nie widzi.
---
Bp Krzysztof Zadarko
w komunikacie po spotkaniu Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, 29 marca 2023 r. Bardzo ważnym zagadnieniem podjętym podczas spotkania Rady były trwające od lata 2021 r. wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej. Przedstawiciele Fundacji Dialog w Białymstoku i Instytutu na Rzecz Państwa Prawa w Lublinie zaznajomili zebranych z pełnioną posługą wśród migrantów i uchodźców – ofiar sztucznie wywołanego ruchu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, w tym również osób przebywających w ośrodkach strzeżonych dla migrantów we wschodniej Polsce. W tym kontekście wyrażono wdzięczność wszystkim osobom i organizacjom, które spieszą z pomocą przybyszom, szczególnie w sytuacji zagrożenia ich życia i zdrowia. Rada powtórzyła apel o zalegalizowanie humanitarnej pomocy niesionej przez wolontariuszy wszystkim migrantom w strefie przygranicznej, niezależnie od ich statusu, narodowości czy miejsca przekraczania granicy, a którzy znaleźli się w sytuacji zagrożenia życia. Każda śmierć na polskiej granicy powinna być dla nas wstrząsem, przynaglającym do poszukiwania takich rozwiązań, w ramach których oczywista obrona granic nie będzie łączyła się z zawieszeniem humanitarnego podejścia do drugiego człowieka.
Ostatnie orzeczenia sądów, uniewinniające zatrzymanych przez służby państwa wolontariuszy udzielających pomocy migrantom na granicy, definitywnie rozstrzygają, że nie wolno penalizować czynów ratujących życie lub niosących konieczne wsparcie ludziom w skrajnej sytuacji. Punktem wyjścia zawsze i w każdych warunkach musi być człowiek oraz jego niezbywalna godność. Zdaniem członków Rady wymóg ochrony granic i bezpieczeństwa państwa nie kłóci się z zapewnianiem ochrony cudzoziemcom na podstawie indywidualnej oceny ich sytuacji. Wśród docierających do Polski w tranzycie przez Rosję i Białoruś jest bardzo wiele osób uciekających z państw objętych wojnami i poważnymi konfliktami wewnętrznymi. Coraz częściej starający się o status uchodźcy i o ochronę międzynarodową to prześladowani chrześcijanie, w tym katolicy z krajów Afryki Subsaharyjskiej lub szykanowani w Egipcie Koptowie. Rada zwraca również uwagę, że w ośrodkach zamkniętych dla cudzoziemców należałoby zrezygnować ze stosowania środków detencyjnych w stosunku do dzieci migrantów. W trakcie spotkania ponownie omówiono pomysł tworzenia „korytarzy humanitarnych” jako metody bezpiecznego, kontrolowanego zarządzania migracjami przymusowymi. Otwartość i solidarność względem migrantów nie są dla chrześcijanina wyłącznie odruchem humanitarnym, lecz nade wszystko praktykowaniem religijnych nakazów i moralną powinnością.