Logo Przewdonik Katolicki

W Polsce synod, a w Niemczech droga synodalna

Tomasz Budnikowski
fot. Unsplash /Jametlene Reskp

Zakończyła się czwarta sesja tzw. drogi synodalnej w Niemczech. Jej celem miało być przywrócenie utraconej przez Kościół wiarygodności. Czy to się udało?

Wdniach, kiedy polscy biskupi z dumą przedstawiali wyniki prac synodalnych w poszczególnych diecezjach, niemieccy katolicy z uwagą oczekiwali wieści z Frankfurtu nad Menem. To tu, w mieście będącym jednym z ważniejszych centrum światowej bankowości, na początku września odbywała się czwarta sesja tzw. drogi synodalnej. Zgodnie z wolą tamtejszej konferencji episkopatu i Związku Niemieckich Katolików nasi zachodni sąsiedzi weszli na nią już w 2019 r.

Kontrowersyjna droga
Zadaniem, przed którym, jak wówczas pisano, staje Kościół w Niemczech, jest próba odzyskania utraconej wiarygodności. Stąd też na czoło zagadnień, którymi mieli się zająć uczestnicy synodalnych posiedzeń, wysunęły się cztery problemy: władza osób duchownych, przyszłość celibatu, etyka seksualna oraz pozycja kobiet w Kościele. Inicjatywa ta od początku wywoływała różne reakcje tak nad Łabą i Renem, jak i poza granicami kraju. Niemiecka droga synodalna może, jak mówią niektórzy, zadecydować o przyszłości Kościoła. W tym, jak i w następnych spotkaniach uczestniczyć miało ponad 200 osób. 69 z nich reprezentuje Związek Niemieckich Katolików i tyleż samo to członkowie episkopatu. Wśród obradujących są przedstawiciele zgromadzeń zakonnych, reprezentanci diecezjalnych rad kapłańskich, wydziałów teologicznych, przedstawiciele młodego pokolenia oraz świeccy pracownicy Kościoła. Jedną trzecią uczestników stanowią kobiety i to zarówno siostry zakonne, teolożki, jak i działaczki organizacji kobiecych. Przyzwyczajonemu do tradycyjnego podziału ról w Kościele obserwatorowi spoza Niemiec rzuca się w oczy nad wyraz silna reprezentacja laikatu.

Spór wokół etyki seksualnej
Pierwszym punktem wrześniowego porządku obrad była reforma etyki seksualnej. Zważywszy, że w trakcie dotychczasowych posiedzeń przyjęto już sporo dokumentów oscylujących wokół czterech podstawowych synodalnych problemów, przebieg ostatniego spotkania obserwowany był ze szczególną uwagą.
Wbrew oczekiwaniom większości uczestników proponowane zmiany nie znalazły uznania wśród większości partycypujących w obradach biskupów. Warunkiem zaś przyjęcia każdego z synodalnych dokumentów jest uzyskanie kwalifikowanej większości. Każdy z tekstów, zgodnie ze statutem, musi zyskać aprobatę 2/3 ogółu delegatów oraz takiej samej proporcji głosów oddanych przez ogół uczestniczących w obradach biskupów. Tymczasem jedynie 33 z grona 57 purpuratów (61 proc.) zagłosowało za przyjęciem dokumentu, zatytułowanego oficjalnie: „Życie w udanych związkach – podstawy nowej etyki seksualnej”. To jeden z czterech głównych obszarów problemów, wokół których od początku koncentrowały się dyskusje niemieckiej drogi synodalnej. Ogłoszenie wyników głosowania wywołało gwałtowną reakcję sporej grupy niezadowolonych uczestników zgromadzenia. Prowadzący sesję przewodniczący konferencji episkopatu bp Georg Bätzing, który wraz z szefową Związku Katolików Irmą Stetter-Karp współprzewodniczy obradom, zmuszony został nawet do chwilowego przerwania obrad. Oboje nie kryli swego głębokiego rozczarowania. – Nie rozumiem – skarżyła się współprzewodnicząca obrad – dlaczego większość biskupów, którzy sprzeciwili się proponowanym zmianom, nie uznała za stosowne wystąpić w poprzedzającej głosowanie dyskusji i przedstawić uzasadnienie swojego stanowiska.

Droga synodalna będzie kontynuowana
Po zakończeniu obrad i opadnięciu emocji zwolennicy zmian przypomnieli dziennikarzom, że uczestnicy synodu przyjęli jednak tekst zatytułowany: „Nowa ocena homoseksualizmu w nauczaniu”. Za przyjęciem tego dokumentu zagłosowało 92 proc. delegatów i, co bardzo podkreślano, 40 biskupów. Jako że ośmiu purpuratów było przeciw i tyleż wstrzymało się od głosu osiągnięto wymaganą większość 2/3 tego gremium.
W oświadczeniu przygotowanym dla prasy po zakończonych obradach członkowie prezydium z wielkim zadowoleniem zaakceptowali przyjęte przez uczestników postanowienie odnośnie do przyszłości drogi synodalnej. Zgodnie z dotychczasowymi ustaleniami następne posiedzenie, przewidziane na marzec przyszłego roku, winno kończyć żywot tego gremium. Ku niezadowoleniu jednak przeciwników synodalnej drogi tak się jednak nie stanie. Prace będą kontynuowane. Zgodnie bowiem z decyzją zgromadzenia ogólnego powołana zostanie specjalna komisja, której zadaniem będzie powołanie Rady Synodu dla Kościoła katolickiego w Niemczech. A więc już nie droga synodalna, ale synod. To nie przypadek, jeśli zważyć, że przeciwnicy dotychczasowego rozwiązania zwracali uwagę, że z formalnego punktu widzenia funkcjonowanie tego gremium budzić musi wiele wątpliwości natury prawnej. Nawet jeśli tak jest, to nie należy zapominać, że w kolejnych sesjach synodalnej drogi uczestniczą niemieccy purpuraci, a współprzewodniczącym obrad jest szef tamtejszego episkopatu.

Watykan się przygląda
Nie jest tajemnicą, że część niemieckich biskupów, także tych, którzy nie uczestniczą w obradach, opowiada się po stronie stanowiska, jakie w tej kwestii zajmuje Stolica Apostolska. Trzeba tu przypomnieć, że już w 2019 r. papież Franciszek skierował do niemieckich katolików list. W dokumencie sformułowanym z tej okazji przez uczestników synodalnej drogi czytamy: „Papież dzieli z nami troskę o przyszłość Kościoła w Niemczech, utwierdził nas w zamiarze poszukiwania szczerej odpowiedzi na dzisiejszą sytuację”.
Analizując reakcje niemieckich hierarchów, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mimo dzielących ich różnic każdy znalazł w papieskim liście wsparcie dla swego stanowiska – zarówno ci, którym bliższe jest zachowanie status quo, jak i ci, którzy są bardziej skłonni opowiedzieć się na rzecz konieczności podjęcia – ich zdaniem niezbędnych – kroków „modernizacyjnych”.
Jako ważne uznano słowa papieża: „Szczególną uwagę zwrócić należy na każdą próbę, która zmierzałaby do zawężenia ludu Bożego jedynie do pewnej oświeconej grupy”. Można przypuszczać, że do tego fragmentu listu odniósł się kard. Reinhard Marx, kiedy mówił, że nikt w Niemczech nie planuje utworzenia Kościoła narodowego. Czas miał pokazać, że opinię tę niemalże na każdym kroku powtarza bp Georg Bätzing, następca kard. Marxa na stanowisku przewodniczącego niemieckiego episkopatu.
Watykan tymczasem zdaje się dość uważnie śledzić sytuację w niemieckim Kościele. W opublikowanym przed dwoma miesiącami oświadczeniu Stolicy Apostolskiej czytamy: „Droga synodalna w Niemczech nie ma uprawnień, aby zobowiązać biskupów i wiernych do przyjęcia nowych form sprawowania władzy i nowej wykładni w sprawach nauczania i moralności”. W dalszej części czytamy jednak, że byłoby pożądane, aby propozycje niemieckie mogły stać się częścią procesu synodalnego, którym kroczy dziś Kościół powszechny. Mogłoby to doprowadzić do obustronnego wzbogacenia, dając jednocześnie świadectwo jedności. Jest jednak pewna okoliczność, która sprawia, że od strony formalnej jest to niemalże nierealne. Jak już bowiem wspomnieliśmy, mając na uwadze ujawnione skandale pedofilskie z jednej strony oraz przybierający na sile proces występowania z Kościoła z drugiej, biskupi niemieccy, wraz z tamtejszym Związkiem Katolików, już parę lat wcześniej podjęli decyzję o wejściu na drogę synodalną. Ubiegli w ten sposób synod zainicjowany przez papieża Franciszka, który stosunkowo niedawno zakończył się na szczeblu diecezji m.in. w naszym kraju. Inaczej jednak niż u nas, w Niemczech inicjatywa ta się po prostu nie przyjęła.

Dwie prędkości w niemieckim Kościele
Niemała część niemieckich hierarchów zdaje się zbytnio nie przejmować płynącymi z Watykanu głosami. Nawiązując do wspomnianego stanowiska Stolicy Apostolskiej, nie kto inny, jak jeden z inicjatorów synodalnej drogi, dotychczasowy przewodniczący konferencji episkopatu Niemiec monachijski kardynał Reinhard Marx w wywiadzie udzielonym francuskiemu „La Croix” stwierdził: „Nikt z nas nie zamierza zdetronizować papieża, unieważnić prawo kościelne czy dotychczasowe nauczanie. Chcemy jedynie pytać, dyskutować. Jesteśmy częścią Kościoła powszechnego”. Jego następca bp Georg Bätzing mówi jednak o dwóch prędkościach w niemieckim Kościele. Zapowiada jednocześnie, że zamierza zapoznać różne gremia w swojej macierzystej diecezji w Limburgu z treścią dokumentu poświęconego seksualności, a odrzuconego w efekcie braku kwalifikowanej większości w grupie biskupów uczestniczących w ostatnim posiedzeniu niemieckich katolików. Radykalizm limburskiego biskupa wzmocnił się, jak się wydaje, po wypowiedziach watykańskich kurialistów sugerujących, że papież Franciszek nie jest gotów, aby w czasie ewentualnej audiencji towarzyszyła mu współprzewodnicząca obradom drogi synodalnej pani Stetter-Karp. Na razie więc czeka, co – jak można przypuszczać – z zadowoleniem przyjmują ci kościelni dostojnicy, którzy nie zgadzając się z kierunkiem, jakim kroczą uczestnicy niemieckiej drogi synodalnej, postanowili dać temu publicznie wyraz. Opinie sprzeciwiające się procesom zachodzącym w niemieckim Kościele formułowane są zarówno przez czołowych przedstawicieli niektórych episkopatów europejskich, jak i konserwatywnych hierarchów ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i państw afrykańskich.
Reakcję Stolicy Apostolskiej uznano w Niemczech za nad wyraz ostrą. Mianem denuncjacji postępowanie krytyków określił sekretarz generalny synodu biskupów kardynał Mario Grech. „Nie zgadzam się z metodą przyjętą przez krytyków” – stwierdził, podkreślając, że ten sposób reakcji nie pomaga, lecz prowadzi do dalszej polaryzacji. Watykański kurialista wyraźnie wyraża swe zaufanie do kościoła w Niemczech i do jego biskupów, którzy – jak pisze – wiedzą, co czynią.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki