Logo Przewdonik Katolicki

Odważny jak chrześcijanin

Szymon Bojdo
fot. fran_kie/Adobe Stock

Odwaga – czy inaczej: zdolność pokonywania lęku – nie jest łaską spływającą na nas. Nawet na skrajne sytuacje możemy się jednak przygotować byciem odważnym w codziennym życiu. Wymaga to jednak naszego działania.

Ksiądz Grzegorz Strzelczyk, teolog, zajmujący się dogmatyką, koordynator diakonatu stałego w archidiecezji katowickiej i proboszcz w Tychach, zaprezentował niedawno kolejną książkę – Ćwiczenia z odwagi. Powiedzmy, że to kolejny tytuł w pewnej nieformalnej serii jego publikacji, będącej efektem głoszonych przez niego rekolekcji czy rozmów: w 2016 r. ukazały się Ćwiczenia duszy, rozciąganie mózgu – rozmowa z Jerzym Vetulanim, dwa lata temu – Ćwiczenia ze szczęścia. Można pomyśleć, że śląski farosz przepada za rodzajami duchowych treningów, odpytywania z katechizmu czy też surowej teologiczno-moralnej dyscypliny. Jeśli tak jest, to takiego obrazu na pewno nie można wyciągnąć z jego ostatniej książki, bo jest to zapis bardzo ludzkiego doświadczenia, empatycznej obserwacji, odbitej w lustrze słowa Bożego i Tradycji Kościoła. No i właśnie, owe „ćwiczenia” wywodzą się z ćwiczeń duchowych, jakimi są rekolekcje (te ostatnie wygłoszone dla społeczności seminarium w Lublinie). Są one świadectwem – poza wartościami duchowymi, o czym za chwilę – także erudycji autora, jego podejścia do świata z poznawczą ciekawością.

Stan podwyższonego lęku
Zabrzmiało to wszystko powyżej, jakbym pisał tzw. blurb, czyli rekomendację czy streszczenie utworów, które znajdują Państwo na okładkach książek. Chciałem jednak to przy tej okazji podkreślić także dlatego, że dobrze piszących księży (czy też wtórnie piszących – bo przecież najpierw te słowa były wypowiedziane w formie rekolekcji), poruszających podobną tematykę, jest po prostu bardzo mało. Dominują tu dwie postawy. Albo dany autor popada w nadmierny psychologizm, pisząc o sprawach z pogranicza dziedzin psychologii, teologii czy duchowości, skupia się na emocjach, afektach i wprost lub nie rekomenduje różnego rodzaju działania z zakresu psychologii właśnie. Albo następuje druga skrajność – autor popada w dewocję czy wręcz bigoterię, rozdmuchuje do niemożliwych rozmiarów znaczenie duchowości, prywatnych zjawień, modlitw, doprowadzając je niemal do takiego stanu, w którym możemy mówić już o myśleniu magicznym. Przez litość nie będę przypisywał tym nurtom konkretnych nazwisk, zapewniam tylko, że przez trzymanie się Ewangelii ks. Strzelczyk znakomicie łapie balans pomiędzy tymi dwiema rzeczywistościami.
Czy są to tylko dwie rzeczywistości? To dobre pytanie na początek, bo przecież sami gołym okiem zauważamy coś, co badacze nazywają fragmentyzacją świata. Czas, kiedy mogliśmy podążać za jedną, z góry ustaloną narracją, sposobem opisywania i funkcjonowania świata, odszedł już w zapomnienie (co chyba zaczynają już rozumieć nawet fundamentalni konserwatyści). Oddajmy w tej kwestii na dłuższą chwilę głos ks. Strzelczykowi: „Tymczasem wylądowaliśmy dziś w kulturze, w której zmienia się wszystko, i to z prędkością, jakiej ludzkość dotąd nie znała. To stawia nas w sytuacji podwyższonego lęku praktycznie cały czas. Ciągle czujemy niepewność, co będzie dosłownie za moment. Gdybyśmy się cofnęli o trzysta, czterysta lat, zobaczylibyśmy, że w tamtych czasach przyszłość była zasadniczo przewidywalna. Jeśli ktoś się urodził na wsi, w rodzinie chłopskiej, to odkąd zaczął wychodzić z tatą na pole, mając lat siedem albo i mniej, wychodził na to pole aż do śmierci. Używał cały czas tych samych narzędzi, w ogóle niemal wszystko w jego życiu rok po roku było tak samo. Nie zmieniało się prawie nic, prócz pogody (która oczywiście była ważna, bo wpływała na plony, niemniej tu zakres zmian był też powtarzalny). Ten świat już nie wróci. My, ludzie starsi, mamy potężny kłopot, bo za naszych czasów nastąpiło tyle zmian, że trudno nadążyć. A proces ten będzie pewnie jeszcze przyspieszać (chyba że kryzys wywołany pandemią COVID-19 będzie bardzo głęboki i nas mocno przyhamuje). Ten stan ciągłej zmiany nie jest czymś, co by sprzyjało dobrostanowi naszego systemu nerwowego. Przeciwnie, jesteśmy w ciągłym stanie zagrożenia zmianą”.

Niezmienna wartość
Jest jednak wartość, która się nie zmienia i w której wciąż możemy szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania – pisze ks. Strzelczyk – a tą wartością jest oczywiście Ewangelia. I w tym czasie pełnym lęku i niepokoju – wcześniej o nasze zdrowie w czasie pandemii, a obecnie o bezpieczeństwo w czasie wojny w Ukrainie – warto skonfrontować swoje lęki czy strachy ze słowami Jezusa. 25 marca słyszeliśmy w Ewangelii zdanie: „Nie bój się, Maryjo”, parę akapitów dalej przeczytamy słowa: „Nie bój się, Józefie!”. Bóg wkracza bowiem w historię świata, a także w historie konkretnych ludzi, z przesłaniem, które pomaga nam przezwyciężać trudności, stawać wobec codziennych i wyjątkowych wyzwań z otwartą przyłbicą.
Nie jest tak, że Jezus obiecuje zupełne zniesienie trudności, nie zapewnia nas o tym, że nie będziemy się bać. To, co jest realne i co uczciwie może On nam zapewnić, to pełne wsparcie, trwanie przy nas i podtrzymywanie naszych starań o to, by przezwyciężyć różne problemy. Co więcej, On przez swoje wcielenie, nauczanie i wreszcie śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie sam wszedł w doświadczenie, które często staje się naszym doświadczeniem. Scena trwogi z Ogrójca, którą również często przytaczamy w Wielkim Poście, to taki moment w Ewangelii, w którym sami moglibyśmy się odnaleźć: po ludzku Jezus ocenia, że to, co Go czeka, przerasta siły człowieka, autentycznie przeżywa On lęk, fizycznie objawiony krwawym potem. Jednak to, co pomaga Mu w tej sytuacji przetrwać, to nazwanie tego problemu (Ojcze, jeśli możliwe oddal ode mnie TEN kielich), przedstawienie go Ojcu i pozwolenie na to, by to On działał (nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie).

Jak być odważnym
Strach to afektywna, mimowolna reakcja na jakieś zagrożenie, w którym bierzemy udział, np. stanięcie przed jakimś drapieżnikiem, na skraju przepaści czy stracenie panowania nad kierownicą. Wtedy przeróżne mechanizmy, które mamy wypracowane w naszych ciałach i umysłach, równie mimowolnie pomagają nam na nie zareagować. To, co z kolei możemy „ćwiczyć”, to nasza odpowiedź na lęk, który jest czymś usytuowanym na wyższym poziomie niż strach. Ksiądz Grzegorz przytacza dokładne analizy i odkrycia naukowców na ten temat, które można zamknąć w jednej diagnozie: lęk to strach przed czymś, co wyobrażone, dokonuje się on w naszym umyśle jako reakcja bądź na to, co już nastąpiło, bądź może się dopiero wydarzyć. Jest więc formą oczekiwania, przygotowania się na to, co może, ale wcale nie musi nastąpić.
Myślę, że wielu z nas mierzy się obecnie z lękiem, który nazwiemy w ten sposób: czy wojna dotknie także naszego kraju? Czy Rosja zaatakuje Polskę? Czy ja, moje dzieci, moi bliscy doświadczą grozy wojny? Jest to lęk dużego kalibru, dotyka on naszej potrzeby bezpieczeństwa, przetrwania, wielu mniejszych i większych potrzeb, które wojna może zaprzepaścić. W istocie ćwiczenia z odwagi polegają na tym, że na tak skrajne sytuacje możemy przygotować się byciem odważnym w codziennym życiu. Ktoś skwituje takie zdanie znanym nam „łatwo powiedzieć”, ale tak – jest to praca wymagająca wysiłku, ale konieczna, by nasze życie było spełnione. Jest to po prostu konkretne wypełnienie przykazania Jezusa: „Nie lękajcie się!”.
Jak więc mamy się nie lękać? Dłuższą odpowiedź znajdziecie Państwo w książce. Teraz możemy dojść do jednego wniosku – chrześcijanin to człowiek odważny. Odważny dlatego, że nie boi się stawać w prawdzie, przede wszystkim o sobie, ale też o tym, co go otacza i w jakich żyje relacjach. Chrześcijanin to człowiek modlitwy – który nie boi się stawać przed swoim Bogiem Ojcem ze wszystkim, co znajduje się w jego sercu. Chrześcijanin to człowiek czynu – który przez swoje codzienne decyzje kroczy drogą Ewangelii, drogą odwagi.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki