Logo Przewdonik Katolicki

Niepewność

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Jedną z cech debat w mediach społecznościowych jest konieczność natychmiastowego wypowiedzenia swojego sądu w jakiejś sprawie. Wygrywa ten, kto najszybciej wypowie jakieś zdecydowane zdanie za lub przeciw. Nie ma czasu na półcienie, niuanse, na przedstawianie kontekstu.

Trzeba się natychmiast opowiedzieć. I najczęściej podziały biegną tradycyjnymi liniami. Jeśli jesteś konserwatystą albo liberałem, zareagujesz najczęściej zgodnie z reakcją twojej grupy. Lubię obserwować debaty internetowe, patrzeć, jak rozchodzą się jakieś poglądy, jak czasem kilka osób jest w stanie narzucić interpretację jakiegoś wydarzenia setkom czy nawet tysiącom internautów, by wreszcie dotrzeć do szerokich mas i wpłynąć na to, jak postrzegana jest dana sprawa przez miliony wyborców. Nie ukrywam, sam lubię coś szybko skomentować, samemu narzucić, jak to się nazywa, narrację dotyczącą jakiegoś wydarzenia.
Są jednak takie sprawy – i to wcale nie aż tak bardzo rzadko występujące – gdy czuję coś, co znalazło się w tytule słynnego wiersza Adama Mickiewicza, w którym zadawał sobie pytanie, czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie. Niepewność. Bo czasami sprawa jest tak skomplikowana, że jeśli się w nią głębiej wmyślać, trudno z całym przekonaniem stanąć w pełni po którejś ze stron i przedłożyć poczucie stadnego komfortu nad własne sumienie.
I właśnie takie wrażenie miałem ostatnio, gdy obserwowałem debatę, choć słowo „debata” w tym przypadku to wyjątkowy eufemizm, nad losem grupki migrantów, którzy znaleźli się na granicy polsko-białoruskiej. Gdy słyszę, jak były premier Donald Tusk twierdzi, że sprawa jest tak prosta, że można ją rozwiązać w jeden dzień, to zaczynam się obawiać. Podobnie jak słyszę polityków partii rządzącej, którzy również są przekonani o swojej racji, a najbardziej pewni są tego, że ich polityczni wrogowie działają wbrew interesom Polski.
Historycy literatury tak definiowali grecką tragedię: to sytuacja, z której nie było dobrego wyjścia, ponieważ mieliśmy do czynienia z konfliktem wartości. Antygona stanęła między słuszną moralnie koniecznością przestrzegania rozkazów, jak i – również słuszną – chęcią pogrzebania brata. Tragizm polega na tym, że nie ma prostego rozwiązania. I w takiej sytuacji jesteśmy właśnie teraz. Trzydziestu kilku migrantom, którzy znaleźli się między Polską a Białorusią, należy się humanitarne traktowanie. Chrześcijański nakaz miłosierdzia wobec bliźniego dotyczy każdego, również tego, kto nielegalnie próbuje przekroczyć granicę.
Ale równocześnie wiemy, że za ich losem stoi twarda polityka. Nie wzięli się tam znikąd, przybyli skuszeni obietnicą białoruskich służb, które od kilku miesięcy zajmują się przerzutem osób marzących o lepszym życiu w Europie, przywożąc ich samolotami do Mińska, a następnie transportując na litewską lub polską granicę. Aleksandr Łukaszenka doskonale wie – odrobił lekcję z 2015 r. – że odkręcenie kurka z nielegalną migracją to najlepszy sposób na destabilizację sąsiadów. Zresztą patrząc na zażarte kłótnie w Polsce w sprawie „prezentu”, jaki nam przysłał, widać, że cel udało mu się osiągnąć bez pudła.
Jednak żadna z tych perspektyw – ani humanitarna, ani czysto polityczna – nie są w stanie wyczerpać tego problemu. Dlatego ta sytuacja jest tak tragiczna. I stąd ta niepewność.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki