Logo Przewdonik Katolicki

Krawczyk: Odrodzenie

Natalia Budzyńska
Krzysztof Krawczyk podczas jubileuszowego koncertu z Trubadurami w listopadzie 2011 r. To od założonego w 1963 r. zespołu rozpoczęła się jego kariera fot. Bartłomiej Zborowski/PAP

Największa frekwencja podczas koncertów Krzysztofa Krawczyka? Kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi śpiewających razem z nim podczas juwenaliów w 2018 roku.

Wśród żegnających Krzysztofa Krawczyka oburzenie wywołał tweet prezydenta Andrzeja Dudy. Napisał w nim tak: „Odszedł Krzysztof Krawczyk. Młodzi może lekceważą taką muzykę albo nawet nie znają, ale nie ma wątpliwości, że jakiś rozdział w polskiej muzyce i rozrywce się zamknął. Z pewnością był Postacią. Tacy Artyści odchodzą, ale nie umierają. Żyją w swojej twórczości. RiP”. O co tu się obrażać? Urażeni poczuli się młodzi fani Krzysztofa Krawczyka, okazało się bowiem, że prezydent nie ma zielonego pojęcia, czego słucha młode pokolenie. A tymczasem słucha, śpiewa i tańczy do Krawczyka. Nowy rozdział w karierze piosenkarza miał swój początek w ostatnich latach jego życia, co udowadniały tysiące studentów obecnych na jego koncertach podczas juwenaliów i kilkumilionowe odsłuchy remiksów piosenek.
Po śmierci króla estrady internet zalały pełne szacunku pożegnania od dwudziestoparolatków: „Jako młode pokolenie 98 naprawdę ceniłem jego twórczość. Jak dowiedziałem się o jego śmierci, coś tak jakby we mnie pękło. Panie Krzysztofie ma Pan mój szacunek na wieki”, „Słyszymy się z Panem na kolejnych imprezach, znaczy się na pewno Pan nas usłyszy, nam niestety nie będzie to dane. Ikona!”, „Młode pokolenie będzie pamiętać”. Fenomen popularności Krzysztofa Krawczyka wśród młodych mógł ominąć prezydenta, jak i wielu ludzi w średnim wieku. Mogliśmy się tylko dziwić, kiedy na plakatach reklamujących juwenalia widniał wśród wykonawców.
Przyznaję, że nie śledziłam jego kariery, nigdy go też nie słuchałam, był dla mnie zjawiskiem zbyt blisko kiczu. Dlatego zaskoczyło mnie, że wiadomość o jego śmierci poruszyła moje dwudziestoparoletnie dzieci. Myślałam, że nie będą wiedzieć, o kim jest mowa, tymczasem zaczęły śpiewać jego piosenki. Wtedy dowiedziałam się, że „bez Krawczyka nie ma imprezy”. Remiksy jego utworów dały mu drugie życie.

Sinusoida życia
Życie Krzysztofa Krawczyka to świetny materiał na film. Bogate i barwne, pełne sukcesów i rozczarowań, spełniania marzeń i upadków, dobrych i złych wyborów, kokainy wciąganej w garderobach i publicznego wyznania grzechów. Od rozrywkowego życia gwiazdy estrady po żarliwe nawrócenie. Od disco polo do piosenek Cohena. I zawsze, zawsze ten nieodłączny wąs i burza loków. Był synem śpiewaczki i śpiewaka operowego występujących także w teatrach, wychował się więc w środowisku artystycznym.
Z zespołem Trubadurzy jako dwudziestolatek zjechał Związek Radziecki, grał też w kilku krajach europejskich. W latach 70. zaczęła się jego kariera solowa, oklaskiwane i wygrane występy na festiwalach w Opolu i Sopocie, trasy koncertowe w całej Europie, ogromne nakłady płyt, a nawet krótki sukces w RFN jako Kristof. Potem szczęście się odwróciło, więc postanowił wyjechać do Stanów Zjednoczonych, marząc o wielkiej karierze, z której nic nie wyszło. Grywał do kotleta, zarabiał jako taksówkarz i barman. Do kraju wrócił po sześciu latach i dość szybko odbudował swoją pozycję. Do Stanów wróci jeszcze kilkakrotnie, głównie na koncerty dla tamtejszej Polonii, nagrał też płytę w studiu w Nashville. Po wypadku samochodowym przez długi czas nie nagrywał i nie występował.
Na początku lat 90., chcąc wbić się w nowe popularne trendy, wpasował się w italodisco/discopolo, tworząc muzykę taneczną niewysokich lotów. Za to początek nowego wieku zaczął się dla niego całkiem dobrze i to za sprawą młodszego pokolenia. Najpierw odezwał się do niego Goran Bregović, który po sukcesie odniesionym w duecie z Kayah szukał głosu męskiego. Krawczyk okazał się idealną propozycją. Razem nagrali płytę zatytułowaną Daj mi drugie życie, co okazało się prorocze. Kolejny album …Bo marzę i śnię produkował Andrzej Smolik, a do tworzenia płyty zaproszeni zostali artyści kojarzeni wówczas ze sceną niezależną. Wśród autorów tekstów i kompozytorów znaleźli się Maciek Maleńczuk, Robert Gawliński czy Adam Nowak. Na płycie To, co w życiu ważne usłyszeć można Krawczyka w duetach z Muńkiem Staszczykiem, Edytą Bartosiewicz, Andrzejem Piasecznym. W międzyczasie piosenkarz, który przeżył nawrócenie, zaangażował się w muzykę religijną, nagrywał płyty dla Jana Pawła II, miał recitale w kościołach, występował podczas religijnych uroczystości. Z inspiracji o. Jana Góry nagrał płytę Psalmy Dawidowe z różnymi tłumaczeniami psalmów (m.in. Brandstaettera i Miłosza), potem sięgnął też do tekstów Leonarda Cohena w tłumaczeniu Macieja Zembatego.

Dziadek Krawczyk
Na murze kamienicy mural. Zdecydowanie jest to Krzysztof Krawczyk. Loki, wąs, ciemne okulary. Pod murem impreza. W świetle kolorowych lamp grają didżeje, młodzi ludzie piją piwo, tańczą i śpiewają: „Chciałem być marynarzem/ Chciałem mieć tatuaże/ Podróżować, zwiedzać świat…”. Od kilku lat obowiązkowym utworem na każdej imprezie jest piosenka Chciałem być, pochodząca z płyty nagranej w 2002 r. Jak to się stało?
Najpierw piosenkarzem zainspirowali się hiphopowcy. Początkowo oczywiście trochę szyderczo, dla żartu, ale wkrótce z coraz większym poważaniem. Młodzi wykonawcy hiphopowi pożyczali od Krawczyka ryzykowne stylizacje modowe, w których występowali w internecie, rapowali o nim, wreszcie – jak sami przyznawali – skala zjawiska przekroczyła ich wyobrażenia. Krzysztof Krawczyk stał się bohaterem. Mówili o nim: Człowiek-Mem. W futrze, z cygarem, z cygańską fantazją, ucieleśniał marzenia o sławie. I do tego śpiewany przez niego tekst Maleńczuka, a konkretnie ten fragment: „Przemierzyłem cały świat, od Las Vegas aż po Krym. Zgrałem tysiąc talii kart, które lubią dym. Skasowałem kilka bryk, nie żałuję dziś” – czy nie kojarzy się z obwieszoną złotem gwiazdą rapu? W krótkim czasie powstało mnóstwo amatorskich utworów, w których pod stare melodie raperzy podkładali swoje teksty. Ponieważ było to zjawisko całkowicie oddolne, nigdy nie pytali się o zgodę na wykorzystanie wizerunku czy kompozycji, ale Krawczyk podszedł do tego zupełnie swobodnie, z pełnym zrozumieniem i poczuciem dystansu do siebie. W końcu to przecież dzięki temu na jego koncertach dało się zauważyć coraz bardziej rozrastającą się grupę osób o trzy pokolenia młodszą od większości.
Na pięćdziesięciolecie swojej działalności scenicznej Krzysztof Krawczyk zaśpiewał w duecie z Ras Lutą, artystą znanym w środowiskach reggae i hip -hopu, rok później wykonawca ukrywający się pod nazwą Unitra Audio zremiksował utwór Chciałbym być, a ulubieniec młodzieży raper Quebonafide nagrał nową wersję słynnego przeboju Parostatek. Zreinterpretowane utwory Krawczyka dały im drugie życie i spowodowały ogromny wzrost popularności artysty u schyłku jego życia. Od 2018 r. zapraszano go na juwenalia w całej Polsce, śpiewał na nich wszystkie swoje przeboje, a wraz z nim cała młoda publiczność. Po jednym z takich występów w 2019 r. napisał na swoim profilu facebookowym: „Nie wiedziałem, że tak kochacie Dziadka Krawczyka!!!!” i „Chciałbym do końca życia grać tylko takie imprezy!”. W Poznaniu w 2018 r. na koncercie „Dziadka Krawczyka” bawiło się kilkadziesiąt tysięcy osób, blokując dojazdy i paraliżując ulice miasta.
Dla każdego artysty to spełnienie marzeń: być łącznikiem pokoleń, wciąż wywoływać emocje wśród młodych. Na YouTubie, pod remiksem piosenki Chciałbym być, przeczytałam najpiękniejsze pożegnanie: „Jak tego słucham wyobrażam sobie, jak Krzysztof wchodzi na statek i płynie na tle neonowego nieba w stronę zachodzącego słońca. Tak odchodzą mistrzowie”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki