Logo Przewdonik Katolicki

Koronawirus w służbie dyktatury

Jacek Borkowicz
Komunia w parafii Matki Bożej z  Lourdes w Guangzhou, kwiecień br. fot. Alex Plavevski/PAP-EPA

Na naszych oczach, w Chinach, dzieją się sceny przypominające opowieści o czasach Nerona. Wszystko pod pozorem walki z epidemią.

Walenie w drzwi. Wpadająca policja aresztuje zgromadzonych na modlitwie męża z żoną oraz teściową. Zabrano również płaczące dzieci, chociaż im przynajmniej oszczędzono kajdanek i obezwładniającego chwytu, tzw. nelsona, który założono dorosłym. Na opuszczonym domowym ołtarzyku dymią tylko pospiesznie zgaszone świece.
To nie obrazek z okresu minionego w Albanii. Podobne sceny dzieją się w tej chwili w państwie aspirującym do roli światowego mocarstwa. To bezprecedensowe w XXI wieku prześladowanie chrześcijan dotyczy nie tylko katolików, lecz właśnie oni cierpią teraz najbardziej. A przyczyniły się do tego ustawy sanitarne.

Nieposłuszeństwo będzie karane
Rzecz sama nie jest nowa. Już od trzech lat ową metodę walki z chrześcijanami władze wypróbowują na wspólnotach protestanckich. Głównie na północy, w prowincji Heilongjiang, gdzie wpływy wielkich religii Chin, konfucjanizmu i buddyzmu, są relatywnie słabe, a triumfy święcą misje małych Kościołów ewangelikalnych. Wielką popularnością cieszą się tam tzw. kościoły domowe, w których przeciętnie gromadzi się na nabożeństwach kilkanaście osób. Otóż te właśnie wspólnoty stały się celem ataku władz.
Jednak ostatnio tak samo traktowani są ci katolicy, którzy nie chcą uznać przewodniej roli partii komunistycznej w ich Kościele. A takich w chińskiej społeczności katolickiej jest większość: jakieś 8 na 14 milionów wszystkich tamtejszych katolików. Z racji „nieposłuszeństwa”, pozbawieni możliwości modlitwy w świątyniach, gromadzą się, jak protestanci, w kościołach domowych – czyli w prywatnych mieszkaniach. Władze przystąpiły do ataku na nich w momencie ogłoszenia kampanii walki z koronawirusem. W tym celu zachęcono obywateli, by donosili na sąsiadów. Donosicieli, jak Judasza, wynagradza się pieniędzmi: w potwierdzonym przypadku wykrycia modlitewnej wspólnoty protestantów nagroda wyniosła 5 tys. juanów – równowartość 700 dolarów USA.
Zaostrzyła się też prewencyjna kontrola. Katoliccy księża, jak również liderzy wspólnot protestanckich poddawani są nieustannej inwigilacji. Nie wolno im nawet spotykać się ze sobą, także w miejscach nieobjętych zarządzeniami o kwarantannie. Niewiele lepiej mają się wierni. Dość powiedzieć, że w katolickich kościołach – tych uznanych za legalne – służby bezpieczeństwa zainstalowały kamery.
To wszystko brzmi niewiarygodnie, ale taka jest nasza rzeczywistość.

Traktat i oszustwo
W chińskiej tradycji politycznej nie istnieje pojęcie rozdziału Kościoła od państwa. Ten punkt widzenia przejęły także Chiny Ludowe, które od momentu swego powstania fakt zależności katolików od papieża w Rzymie nieodmiennie uznają za ingerencję w wewnętrzne sprawy swojego kraju. Stąd wzięły się kontrowersje wokół wyboru biskupów, gdyż według Pekinu powinny go dokonywać władze państwowe, a nie Stolica Apostolska. Ta, jak wiadomo od czasów Nerona, zawsze dotąd stała na stanowisku, że „cesarzowi co cesarskie”, ale sam Kościół podlega zupełnie innym władzom.
Na tym tle w 1957 r. zrodziła się schizma, gdyż rząd powołał tak zwany Kościół patriotyczny, całkowicie zależny od władz świeckich. Posłuszni Rzymowi biskupi razem z wiernymi zeszli do podziemia.
Jednak również większa część biskupów Kościoła patriotycznego w skrytości sprzyjała Stolicy Apostolskiej. Z tego też powodu dyplomacja Watykanu odnosiła się do schizmatyków względnie łagodnie i nie ekskomunikowała tego Kościoła. Napięcie na linii Pekin–Rzym zelżało za pontyfikatu Benedykta XVI, który zrobił wiele, aby pogodzić troskę o jedność katolików z wymaganiem ich wierności. Franciszek poszedł o krok dalej, sygnując we wrześniu 2018 r. układ z Pekinem, mocą którego krajowe władze uznały za legalną całą wspólnotę katolików. Ceną tego układu była zgoda na typowanie przez chiński rząd kandydatów na biskupów, spośród których Watykan wybiera osobę godną biskupiej sakry.
Część biskupów wiernych Rzymowi publicznie ostrzegała przed zawarciem traktatu, tłumacząc, że w rzeczywistości połączy on w jedno nie tyle dwa podzielone Kościoły, ile katolików z partią komunistyczną – bo ta faktycznie zarządza Kościołem patriotycznym. Już po roku było wiadomo, że rację mieli, niestety, malkontenci. Ośmielony dyplomatycznym sukcesem Pekin w jawny sposób oszukał Rzym, przystępując do bezwzględnego podporządkowania sobie niezależnego dotąd odłamu katolików.

Kto rządzi w chińskim Kościele?
To „przykręcenie śruby” dotknęło nie tylko Kościół katolicki, lecz wszystkie niezależne wspólnoty religijne. W tym samym 2018 r. przewodniczący ChRL Xi Jinping wzmógł kampanię „edukowania” masy wiernych różnych wyznań do poziomu dobrych obywateli. A to, według władz, oznacza nic innego jak posłuszeństwo we wszystkim linii partii komunistycznej, która przecież bez zmian unosi na swych sztandarach hasło walki z religią.
Ukoronowaniem (nomen omen) tej tendencji stała się uchwała, przyjęta 1 lutego br. – w apogeum koronawirusa – która oficjalnie już głosi, że wszelkie wspólnoty wyznaniowe muszą bezwzględnie uznać zasady, jakimi kieruje się Komunistyczna Partia Chin. Tylko to daje im prawo do rejestracji. A bez rejestracji każda społeczność wierzących uznana zostaje za nielegalną. W chińskich realiach oznacza to wyrok unicestwienia. Jeśli chodzi o samych katolików, dodajmy do tego faktyczny zakaz uczestnictwa w nabożeństwach oraz katechezie młodzieży do lat 18, a będziemy mieli obraz tego, w jaki sposób państwo chińskie interpretuje porozumienie z Watykanem.
Aby nie było wątpliwości, kto rządzi w chińskim Kościele, już w listopadzie ubiegłego roku biskup John Fang Xingyao, jeden z liderów „patriotów”, ogłosił, że wierni zobowiązani są słuchać najpierw państwa, a dopiero w drugiej kolejności Stolicy Apostolskiej.
Wierni Ewangelii katolicy oczywiście tego nie uznają. W diecezji Fuzhou na południu kraju, która obok Pekinu jest najbardziej katolickim regionem Chin, ludzie masowo odmówili przyłączenia się do Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich, czego obecnie wymaga się od wszystkich katolików. Odpowiedzią są wzmożone represje – od sierpnia ubiegłego roku tylko w tej jednej diecezji zamknięto ponad sto kościołów. W olbrzymiej większości były to pomieszczenia niewielkie, przypominające rozmiarami protestanckie kościoły domowe – w wynajętych garażach lub magazynach.
Przykro o tym pisać. Pamiętajmy jednak, że dla Kościoła prześladowania nie są nowiną. Od dwóch tysięcy lat katolicy je znoszą – i w końcu wygrywają.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki