Logo Przewdonik Katolicki

Nasz oddech jest w Amazonii

Kasper Mariusz Kaproń Ofm
fot. Marcelo Sayao/PAP-EPA

Ekologia dotyka najbardziej fundamentalnych praw człowieka w najgłębszych wymiarach jego życia. Właśnie dlatego jest tematem dla Kościoła.

Amerykański matematyk i meteorolog Edward Norton Lorenz udowodnił w 1963 r., że nawet niewielka zmiana w jednym z punktów atmosfery może być przyczyną wielkich zmian w innym jej obszarze. Stwierdził w ten sposób, że trzepotanie skrzydeł motyla w brazylijskiej Amazonii może wywołać tornado w Teksasie. Każdy taki ruch skrzydeł wywiera presję na otaczające je molekuły powietrza, powodując niewielką zmianę ciśnienia powietrza wokół owada, a ciśnienie atmosferyczne jest jednym z kluczowych czynników wpływających na zmiany w pogodzie. Od tamtego czasu fakt, że nawet małe zaburzenia mogą prowadzić do rewolucyjnych zmian zwykło się nazywać „efektem motyla”.
 
Ziarno piasku
Planeta Ziemia to doskonale zbudowany system powiązań i wzajemnych relacji. Ogromne obszary wilgotnych lasów równikowych w Ameryce Południowej są całkowicie uzależnione od dostaw piasków z Sahary, niesionych przez wiatry atlantyckie. Piasek Sahary jest tak bogaty w składniki mineralne, niezbędne do rozwoju roślinności tropikalnej, że bez niego Amazonia stałaby się bagnistym pustkowiem. Podróż z Afryki Północnej do Ameryki Południowej przez Atlantyk zajmuje jednemu ziarenku piasku od jednego do dwóch tygodni. W tym czasie przebywa ono od siedmiu do dziesięciu tysięcy kilometrów, unosząc się na wysokości trzech kilometrów n.p.m. Z danych satelitarnych wynika, że ponad połowa opadającego na obszar Amazonii pyłu pochodzi z maleńkiej kotliny, znajdującej się w centralnej części Sahary, na terytorium Czadu, z niezwykle bogatego w minerały obszaru dawnego akwenu. Tak więc to, co na Saharze jest śmiercią, dzięki ruchom powietrza staje się życiem w Amazonii. Równikowe prądy powietrzne odbijające się o łuk górskich szczytów Andów stają się wiatrami, które wywołują tornado w Teksasie, a następnie jako wiatry atlantyckie mają wpływ na zmiany pogody w Europie, w tym także w Polsce. Ostatecznie to właśnie one sprawiają, że pada śnieg na Syberii. Można zatem powiedzieć, że to, czy pada deszcz w Polsce, zależy od małego ziarenka piasku z Sahary, które wcześniej sprawia, że urośnie drzewo w Amazonii, na którym zatrzyma się na chwilę motyl, aby później ponownie się wznieś i zatrzepotać skrzydłami. Co jednak się stanie, gdy zabraknie tego drzewa na terenie amazońskiej dżungli i zabraknie motyla?
 
Lasy albo mięso
Amazonia to 5 proc. całej powierzchni Ziemi. Znajduje się w niej 20 proc. światowych zasobów niezamarzniętej wody pitnej oraz 34 proc. światowych rezerw lasów. Zróżnicowanie biologiczne ekosystemów Amazonii jest największe na Ziemi. Według ekspertów na jednym kilometrze kwadratowym może rosnąć w przybliżeniu 75 tys. rodzajów drzew. Region jest zamieszkany przez około 2,5 mln gatunków owadów oraz zwierząt. Mieszka tu prawie 20 proc. wszystkich ptaków Ziemi. Lasy Amazonii kryją w sobie setki nierozpoznanych przez człowieka gatunków zwierząt i roślin. Nazywane są zielonymi płucami świata. To tu występuje największa produkcja tlenu, a zarazem pochłaniane jest najwięcej dwutlenku węgla na świecie. Śmiało możemy powiedzieć, że co piąty oddech, jaki każdy z nas wykonuje, możliwy jest dzięki drzewom Amazonii. To dzięki nim bije nasze serce. Niestety, te zielone płuca stają się coraz mniejsze, a przez to i mniej wydajne. Ma to związek z rabunkową gospodarką i wycinaniem lasu równikowego, głównie pod pola uprawne i pastwiska.
Kraje posiadające lasy równikowe należą do biedniejszych. Eksport drewna przynosi im szybkie zyski. Skorumpowane rządy wielu państw, dodatkowo ulegając naciskom zachodnich korporacji, przywiązują małą wagę do problemu niszczenia lasów. Firmy swobodnie prowadzą handel drewnem pochodzącym z lasów amazońskich. Zwiększa się także popyt na mięso w świecie. Tylko w Boliwii ilość bydła przeznaczonego na ubój w ciągu ostatnich 10 lat zwiększyła się z 3 do 20 mln sztuk.  Związane jest to z zadłużeniem Boliwii wobec Chin i częściową spłatą długu w postaci mięsa. Tak znaczne zwiększenie pogłowia oznacza oczywiście wycinkę lasów i przeznaczanie kolejnych terenów na pastwiska.
 
Budujemy slamsy
Raporty opracowywane przez międzynarodowe organizacje ukazują ogrom skali wylesienia. Rocznie w Amazonii znika 30 tys. kilometrów kwadratowych lasu równikowego. Naukowcy apelują, że jeżeli nie zatrzymamy procesu dewastacji środowiska, to w roku 2030 nastąpi tzw. punk krytyczny. Po jego przekroczeniu lasy nieodwracalnie zaczną umierać. Wymarcie lasu i jego zamiana w sawannę lub pustynię doprowadzi do nieodwracalnej klęski ekologicznej naszej planety.
Goniący za zyskiem tzw. cywilizowany człowiek niszczy ziemię, z której się wywodzi, burzy naturalną równowagę środowiska nieustannie zbliżając się do momentu, w którym spowoduje również własną zagładę. Tak gwałtowna degradacja środowiska już teraz nie jest obojętna dla rdzennych plemion Ameryki, dla których przyroda stanowi naturalne środowisko życia. Tylko w ciągu ostatnich kilku lat wycięto prawie połowę powierzchni lasów w brazylijskim stanie Rondonia. Miejscowe plemiona Indian znad Amazonki i Orinoko, od wieków żyjące w lasach, straciły swoje domostwa i zmuszone zostały do emigracji. Dziś powiększają oni dzielnice nędzy wielkich miast (slumsy), zwiększa się przestępczość, szczególnie wśród młodzieży, rośnie problem narkomanii i prostytucji. Z oburzeniem lubimy powtarzać historie o tym, jak bardzo niebezpieczne dla Europejczyka są kraje Ameryki Łacińskiej, szczególnie peryferie wielkich miast, lecz sami naszym konsumpcyjnym stylem życia doprowadzamy do powiększania się tych obszarów nędzy.
 
Rzeka oleju
Kilka miesięcy po tym, jak zapowiedział synod dla Amazonii, papież Franciszek udał się do Puerto Maldonado w peruwiańskiej Amazonii. To właśnie tam zależność degradacji przyrody i środowiska ludzkiego widać gołym okiem. Bogactwo zasobów naturalnych, obecnych na tym terenie biomateriału i złota, doprowadziło do rabunkowej gospodarki, a co za tym idzie, do destrukcji Bożego dzieła, a w konsekwencji zniszczenia relacji międzyludzkich i zasad moralnych. Kiedy „poszukiwacze złota” odkryli je na tym terenie, zaroiło się tu od nielegalnych kopalni złota. Pracowali tam jednak głównie mieszkańcy dżungli, dorabiając w ten sposób na życie. Oni wiedzieli, że muszą żyć w symbiozie z otoczeniem, bo skutki jakiegokolwiek braku równowagi natychmiast odczuwali na własnej skórze. Dzisiaj jednak nie łopaty, lecz potężne maszyny przewalają codziennie niezliczone ilości brzegowej ziemi w poszukiwaniu żółtego metalu. Aby jednak móc użyć tych maszyn (pomp górniczych, pogłębiarek, przesiewaczy), najpierw trzeba zlikwidować przeszkody, czyli obalić drzewa i wypalić krępującą ruchy maszyn okoliczną florę. Do tego dochodzi codzienne zużycie 1500 litrów olejów, rozlanych bezpośrednio do rzeki lub na ziemię; co na jedno wychodzi, bo i tak ulewne deszcze zmyją go do rzeki. Gęsta sieć rzek w rejonie Mazuko i Puerto Maldonado to dzisiaj odrażający obraz spustoszenia.
 
Deszcz rtęci
Pracujące maszyny górnicze i spływający do dorzeczy Amazonki zużyty olej z maszyn to tylko część destrukcyjnej działalności człowieka. Prawdziwym zagrożeniem dla ekosystemu jest technologia używana w procesie oczyszczania złota, tzw. rafinacji: oddzielania czystego złota od innych kruszców. Używa się w tym celu rtęci, odparowanej w końcu do atmosfery. W Unii Europejskiej kwestię ograniczeń wydobycia i handlu rtęcią reguluje międzynarodowa konwencja z Minamaty. W Puerto Maldonado, jak też w innych miejscach bogatych w złoto, żadne konwencje nie obowiązują, a nazwa merkurio, czyli rtęć, to być może jedyny pierwiastek chemiczny, którego nazwę znają amazońskie dzieci. By uzyskać jeden gram czystego złota, trzeba użyć dwóch gramów rtęci. Rocznie w departamencie Madre de Dios wydobywa się około 35 ton złota. Rachunek jest prosty: to 70 ton rtęci, która po odparowaniu miesza się z powietrzem i wraca w postaci mikroskopijnych kropli opadających w pobliżu miejsca, gdzie odbywał się proces chemiczny. Następnie podobnie jak zużyty oleju częściowo pozostaje w glebie, a resztę deszcze zmywają do rzeki, gdzie gromadzi się na dnie koryta. Tam jest wchłaniana przez ryby – ostatecznie uszkadzając system nerwowy i oddechowy tych, którzy ją zjedzą. Dla Indian mieszkających na tych terenach rzeki od wieków były żywicielkami. Dziś obowiązuje tu prawo dżungli, prawo silniejszego. Rdzenni mieszkańcy tych ziemi nie mają pozostawionego żadnego wyboru.
 
Anonimowi umarli
Bogaci, szanowani obywatele, właściciele maszyn i kopalni, żyją w miastach, często w innych krajach i na innych kontynentach. W kopalniach pracują najubożsi, sezonowi pracownicy z terenów o najwyższym bezrobociu. Żyją w domkach skleconych naprędce z bambusowych pali i owiniętych niebieską folią. Odbiera się im dokumenty tożsamości. Po przekroczeniu zasieków strzeżonych przez uzbrojonych ochroniarzy, wynajętych przez właścicieli kopalni, stają się numerem wyjętym spod prawa. To głównie mężczyźni, którzy oprócz fundamentalnych potrzeb związanych z życiem w tym miejscu i naturą pracy mają także zapotrzebowanie na alkohol i na seks. Liczba nieletnich dziewcząt, które kręcą się wokół tych górniczych osiedli, jest zatrważająca. To młode dziewczyny, często jeszcze dzieci, które w ten sposób starają się zasilić domowy budżet rodzin, pozbawionych ziemi i tradycji.
Państwo nad tym procederem nie ma żadnej kontroli. – Dla pracodawców – mówi ks. Xavier Arbex, odpowiedzialny za akcję duszpasterską w tym rejonie – ani pracownicy kopalni, ani inne osoby wchodzące w skład obozów górniczych: członkowie rodzin, kucharki, „dziewczyny do towarzystwa”, dostawcy i całe zaplecze logistyczne, nie istnieją w żadnej formie spisów ani wykazów imiennych. Między sobą używają pseudonimów takich jak Flaco (Chudy), Gordo (Gruby), Chato (Mały). Najczęstszą przyczyną śmierci jest przysypanie ziemią podczas pracy przy wybieraniu brzegów, utonięcia, wszelkiego rodzaju choroby, nawet te łatwo uleczalne w zwykłych warunkach, oraz zatrucia rtęcią, szczególnie w przypadku raczkujących dzieci. Do tego dochodzą zgony w wyniku działań przestępczych, schorzeń wenerycznych i jako konsekwencje aborcji. Rocznie znika bez śladu w tym regionie około 150 do 200 osób, najczęściej anonimowych.
 
Zbrodnia brata
„Przestałby papież zajmować się zwierzątkami i roślinkami, a zacząłby mówić o rzeczywistych problemach Kościoła i świata” – podobne stwierdzenia można często spotkać w prasie, również tej podającej się za katolicką. Czy jednak życie nas wszystkich, a szczególnie tych najbiedniejszych, którzy cierpią najbardziej, nie jest realnym problemem dla Kościoła? Tematy synodu na temat Amazonii to nie jest kwestia wyłącznie gwałtu dokonywanego na przyrodzie, lecz także zbrodnia jednego człowieka wobec drugiego, zbrodnia brata wobec brata. W grę wchodzą tu pojęcia życia i godności ludzkiej, sprawiedliwości społecznej, dyskryminacji kulturowej i językowej. Jednym słowem, mówiąc o ekologii, dotykamy najbardziej fundamentalnych praw człowieka w ich ściśle egzystencjalnym wymiarze.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki