Logo Przewdonik Katolicki

Neopoganie z Hamburga

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Korzystając z większej ilości wolnego czasu w czasie wakacji, oglądałem serial Wikingowie. To niezwykle realistycznie opowiedziane przygody nordyckiego wojownika, który nie potrafi się powstrzymać od granic pozostawionych mu przez przodków.

Tkwiąca w nim żądza przygód i poznawania świata sprawia, że buduje statek, na którym jest w stanie dopłynąć aż do Anglii i łupić położone na wybrzeżach miasta i osady. Choć porównanie cywilizacyjne między średniowieczną Anglią a obyczajami wikingów nie wypada dobrze dla tych ostatnich, trzeba przyznać, że wbrew stereotypom wikingowie mieli dość rozwinięte umiejętności, które decydowały o cywilizacyjnych przewagach – na przykład umiejętność nawigowania statków bez kompasu, tak by bez obaw wypłynąć na otwarty ocean.
Ale dlaczego piszę o tym filmie? Bo w tym popularnym serialu zaintrygowała mnie postać, która wydaje się drugo czy wręcz trzecioplanowa. Główny bohater, wikiński rozbójnik, podczas jednej z wypraw na wybrzeże Anglii bierze ze sobą prócz bogatych łupów – kielichów, krucyfiksów, złotych paten i talerzy – również niewolnika – mnicha z ograbionego opactwa.
Ten jeniec to bardzo ciekawa postać. Porwany do państwa wikingów spędza z nimi życie, uczy się ich obyczajów, a także opowiada swemu nowemu panu co nieco o zasadach chrześcijańskiej religii – więcej nie mogę zdradzić, by nie zepsuć oglądania tego serialu. Niemniej jego perspektywa jest dla widza bardzo ciekawa, bo dzięki niej może też popatrzeć na zwyczaje mieszkańców średniowiecznej Skandynawii oczyma ówczesnego chrześcijanina.
Ale postać porwanego przez wikingów mnicha wydała mi się ciekawa jeszcze z innego powodu. Choć od opisywanych w tym filmie czasów upłynęło tysiąc lat, można odnieść wrażenie, że historia zatoczyła koło. Czy dziś prawdziwy chrześcijanin – ten, kto traktuje swą wiarę, podobnie jak płynącą z niej wizję dobrego i prawego życia, a także zasad moralnych, serio – nie czuje się niekiedy w wielu miejscach zachodniej Europy tak samo, jak ów mnich między wikingami.
Gdy oglądałem filmiki oraz zdjęcia z Hamburga, gdzie w proteście przeciw szczytowi G20 – a więc spotkaniu przywódców dwudziestu największych gospodarek świata – hordy lewicowych bojówkarzy plądrowały sklepy, podpalały samochody i prowadziły regularne bitwy z niemiecką policją, zastanawiałem się, czy to jeszcze jest cywilizacja zachodnia, a może to już cywilizacja postzachodnia, postchrześcijańska, forma nowego pogaństwa przy której dość krwawe zwyczaje wikingów wydają się jednak cywilizowane. Przesadzam? Nie do końca. Wikingowie, choć byli poganami, mieli swój system wierzeń – swoją wizję sprawiedliwości – który choćby zakazywał mordowania siebie nawzajem. Neopoganie, których widzieliśmy na ulicach Hamburga, chcieli tylko niszczyć znany nam świat. W imię niszczenia kapitalizmu plądrowali cudzą własność, demolowali miasto, a na końcu robili sobie zdjęcie na tle pożogi. Oczywiście najnowszym telefonem firmy Apple.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki