Logo Przewdonik Katolicki

Wierzę, że pokój jest możliwy

Marcin Pera
FOT. ELIZA BARTKIEWICZ/EPISKOPAT NEWS. Haliba Adamu.

Z Habilą Adamu, chrześcijaninem z Nigerii, który cudem uniknął śmierci z rąk islamistów

Był późny wieczór, gdy do drzwi twojego domu w Potiskum zapukali terroryści z Boko Haram. Dali Ci do wyboru – przejście na islam lub śmierć. Odpowiedziałeś, że jesteś gotów umrzeć jako chrześcijanin…
– Powiedzieli, że przyszli wykonać dzieło Allaha. Gdy odmówiłem przejścia na islam, z bliska strzelili mi w głowę. Byli przekonani, że nie żyję. Mojej żonie Vivian udało się przewieźć mnie do szpitala, ale lekarze odsyłali nas tylko do kolejnych placówek. Kula wyrwała mi kawałek policzka, więc jedyne co zrobili, to zatamowali krwotok.
 
Mówisz, że przeżyłeś dzięki Bogu.
– Lekarze, tak jak ja, uważają to za cud. Po ataku, gdy leżałem w szpitalu, długo zastanawiałem się, dlaczego mnie ocalił. Zdałem sobie sprawę, że zrobił to po to, bym dla Niego pracował. Nie byłem na to gotowy, przecież wokół było tylu mądrych i wykształconych ludzi. Ale poczułem, że On nie pyta o kwalifikacje, ale o to, czy jestem gotów Mu służyć.
 
To bardzo niebezpieczna służba.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Moja rodzina żyje dziś w ciągłym zagrożeniu, bo wielu ludzi próbuje mnie zabić. Boko Haram to jedna z najokrutniejszych organizacji terrorystycznych na świecie. Z rąk islamistów co roku w północnej Nigerii ginie więcej chrześcijan niż na całym Bliskim Wschodzie.
 
Znalazłeś się na celowniku bojowników tylko z powodu wiary?
– Nie tylko. Oprócz tego, że zajmuję się głoszeniem Ewangelii, działam też na polu politycznym. Gościłem w Kongresie Stanów Zjednoczonych, który po mojej wizycie uznał Boko Haram za międzynarodową organizację terrorystyczną. Islamiści nie mogą mi tego wybaczyć. Konkretne efekty przyniosła też wizyta w Parlamencie Europejskim trzy lata temu. Poprosiłem o pomoc dla mojego kraju, a delegacja Unii Europejskiej udała się do Nigerii i spotkała się z prezydentem, zwracając jego uwagę na to, że w jego kraju terroryści zabijają niewinnych ludzi. Widzę, że te działania przynoszą skutek, nie mogę się więc ze strachu z nich wycofać. Terroryści dali mi wybór: kalifat albo śmierć. A ja wierzę, że jest jeszcze trzecia droga: że w Nigerii wszyscy możemy żyć w pokoju i o tym głośno mówię.
 
Chrześcijanie, zamieszkujący głównie południe kraju, to połowa spośród mieszkańców Nigerii. Mieszkający na północy muzułmanie to ponad 40 procent. Jak wyglądają dziś wasze wzajemne stosunki?
– Jest sporo miejsc w Nigerii, gdzie żyjemy razem. Wiemy, że jako chrześcijanie jesteśmy tam z jakiegoś powodu. Myślę, że gdybyśmy po prostu uciekli z miejsc, w których trwa wojna, to nastałaby tam zupełna ciemność. Sam bardzo chciałbym wrócić do swojego domu i gdyby nie to, że jestem na celowniku terrorystów, pewnie już bym to zrobił, by nieść dobrą nowinę o zbawieniu. Wiem, że teraz to niemożliwe, ale wierzę, że kiedyś ten moment nastąpi.
 
Robisz wiele, by zapracować na tę chwilę.
– Wiem, że Bóg potrzebuje mnie dzisiaj gdzieś indziej, dlatego do ewangelizacji wykorzystuję internet. Nawet członkowie Boko Haram dzięki temu poznają Chrystusa i się nawracają. To naprawdę niesamowite. Kiedy mówię, że im wybaczyłem i że ich kocham, oni wybuchają płaczem.
 
Nie wszyscy muzułmanie wspierają terrorystów.
– W Nigerii mamy różne odmiany islamu. Najbardziej radykalni są szyici, którzy nie akceptują porządku prawnego i rządu panującego w kraju. Ale Boko Haram walczy nawet z nimi, ponieważ wielu szyitów nie wspiera terroryzmu. Są jednak inne grupy, mające wspólne interesy z islamistami. Łatwo jest im w nas uderzać, bo naszą słabością jest to, że nie potrafimy się jednoczyć. Podam przykład: przez wiele lat katolicy trzymali się z boku. Dopiero gdy dosięgły ich ataki, zaangażowali się w działania jednoczące wszystkich chrześcijan i dziś ta jedność się pogłębia.
 
Masz przyjaciół, którzy są muzułmanami?
– Tak i oni bardzo dobrze mnie rozumieją. Mój ojciec był muzułmaninem, moi kuzyni nadal są. Oni bardzo dobrze wiedzą, że Boko Haram dopuszcza się zbrodni i nie popierają terrorystów. Ale to nie jest proste, bo Boko Haram wymaga od nich lojalności. Słyszę od nich przeprosiny, wyrazy współczucia i słowa wsparcia. Takich pozytywnych reakcji jest naprawdę wiele. Ktoś może powiedzieć, że to mało, ale ich sytuacja też wcale nie jest łatwa.
 
Powiedziałeś, że Twój ociec był muzułmaninem.
– Mój ojciec przyjął Chrystusa dopiero w wieku 40 lat, po spotkaniu z misjonarzami. Był pierwszym mieszkańcem swojej wioski, który to zrobił. Dlatego musiał uciekać, bo grożono mu śmiercią. Urodziłem się i dorastałem w chrześcijańskiej rodzinie. Codziennie rano całą rodziną modliliśmy się, czytaliśmy Biblię i rozmawialiśmy. Ojciec wielokrotnie nas przestrzegał, że fakt, że urodziliśmy się w chrześcijańskiej rodzinie, nie oznacza jeszcze, że jesteśmy prawdziwymi chrześcijanami i że nie stanie się tak aż do momentu, gdy prawdziwie nie nazwiemy Jezusa naszym Panem i Zbawicielem. Sam podjąłem tę decyzję jako szesnastoletni chłopak. Trzy lata późnej przyjąłem chrzest.
 
Gdzie teraz mieszkasz?
– Razem z moją rodziną żyjemy teraz w Jos. To bezpieczne miasto w środkowej Nigerii.
 
Co możemy zrobić dla Ciebie i Twoich rodaków?
– Nigeryjczycy potrzebują przede wszystkim waszych modlitw. Ale potrzebujemy też, by ktoś wpływał na naszych przywódców, by zachęcał ich i wszystkich ludzi do poszukiwania pokoju. Potrzebujemy pokoju, by móc normalnie żyć. Potrzebujemy też wolności, równości i jedności. Wspierajcie nas w dążeniu do tych celów.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki