Dziś w liturgii o tym słyszymy. W pierwszym czytaniu zostało nam przypomniane, i Bóg stwarzając świat, powołał do istnienia mężczyznę i kobietę i przeznaczył ich do wspólnego życia. Chciał, aby mężczyzna i kobieta dopełniali się w płaszczyźnie duchowej, psychicznej i cielesnej.
W Ewangelii św. Marka znajdujemy dziś słowa Chrystusa podkreślające dwa główne przymioty małżeństwa: jedność i nierozerwalność: „Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!” (Mk 10, 6–9). A więc małżeństwo z woli Boga jest związkiem jednego mężczyzny z jedną kobietą; zawarte przed Bogiem nie może być rozwiązane.
Powyższe przymioty małżeństwa bywają dziś kwestionowane. W niektórych krajach władza państwowa, zwłaszcza lewicowa, nie respektuje takiej właśnie wizji małżeństwa, dopuszcza rozwody, a ostatnio legalizuje nawet związki homoseksualne.
Rozwiedzeni partnerzy wchodzą w nowe związki małżeńskie niesakramentalne, powodując często przez to dramatyczne sytuacje dla zrodzonych wcześniej dzieci, które pozbawione są ciepła rodzinnego. Niestety, są to dramaty, które ludzie sami sobie gotują w życiu. Mają one miejsce tam, gdzie jest łamane prawo Boże, gdzie chce się postawić na swoim, gdzie nie chce się dla drugiego człowieka nic dobrego zrobić, gdzie nie myśli się o losie dzieci, tylko o tzw. prawie do osobistego szczęścia. Bardzo wzruszające i przejmujące są wyznania dzieci z rozbitych rodzin. Ileż w nich tęsknoty za miłością, za byciem kochanym! Sądy rozpatrują rocznie setki tysięcy spraw małżeństw ubiegających się o rozwód. Dlaczego ludzie się rozchodzą? Zwykle dlatego, że nie pielęgnowali swojej miłości, bo miłość rozumieli jako życiową sielankę, a nie jako postawę służby i poświęcania się dla drugiego człowieka.
Kościół zawsze troszczył się o silną rodzinę. Prymas Tysiąclecia, kard. Stefan Wyszyński, mawiał często: „rodzina Bogiem silna”. Dzisiaj też Kościołowi bardzo zależy na silnej rodzinie, na trwałym małżeństwie. Dobre małżeństwa, trwałe rodziny to skarb nie tylko dla Kościoła, ale i dla narodu. Historia poucza nas, że kryzysy rodziny prowadziły nawet do upadku narodów, kultur, cywilizacji. Starożytna Grecja, Rzym, monarchia frankońska, cesarstwo niemieckie upadały wtedy, gdy kryzys przeżywała rodzina. Tak jak choroba całego organizmu zaczyna się od zaburzeń w funkcjonowaniu małej komórki, tak choroba narodu, państwa, zaczyna się od choroby najmniejszej komórki społecznej – rodziny.
Małżeństwo, rodzina są miejscem, gdzie ma być zdobywana świętość. Ludzie po to się jednoczą ze sobą, aby wspólnie do niej zdążać. Drugi człowiek ma mi pomóc się uświęcić. Ja też mam pomagać memu współmałżonkowi w procesie jego uświęcenia. Dlatego trzeba wyznawać zasadę: mam tak żyć, by nie mnie, a innym było ze mną było dobrze. Nie mogę być komuś ciężarem, mam być dla niego pomocą. Dojrzała miłość szuka zawsze, na pierwszym miejscu, dobra drugiego człowieka.