W swoim liście napisanym do przyjaciela 31 grudnia 1980 r. nastoletni Szymon Lebiedziew pisał: „Wszystko przemija... Nasze cele... Czy to ważne, czy się zrealizują choćby za 20, 30 lat? Jedno, na co czekam z największym utęsknieniem, największa moja nadzieja to ta, że kiedyś spotkamy się w NIEBIE!”. Pół roku później, w Poznaniu, zginął tragicznie potrącony przez samochód, gdy wracał od kolegi do domu. 13 lipca minęło od jego śmierci dokładnie 30 lat.
Oazowe korzenie
Szymon Lebiedziew urodził się 7 sierpnia 1964 r. jako najmłodszy z pięciorga rodzeństwa. Całe swoje życie spędził w Grodzisku Wielkopolskim. Już jako niespełna pięciolatek został ministrantem, wyróżniając się przy ołtarzu swoją pilnością i pracowitością. Często służył samotnie do porannych Mszy św., a jeszcze przed nimi chętnie pomagał siostrze zakrystiance.
Zabiegając o dobre relacje z rówieśnikami, skupił wokół siebie kolegów i utworzył klub, który nazwał Klubem Dobrej Rozrywki. Wspólnie z nimi Szymon obserwował przyrodę, szczególnie nad odkrytym przez siebie jeziorkiem znajdującym się nieopodal miasta. Chłopcy w ramach klubu opiekowali się także Miejscami Pamięci Narodowej.
Kiedy Szymon miał 14 lat, namówiony przez księdza wikariusza, wybrał się latem po raz pierwszy na rekolekcje Ruchu Światło-Życie. − Pojechał i zapuścił w ruchu oazowym korzenie tak głęboko, że kolejne, a zarazem, jak się okazało, ostatnie trzy lata życia, to był jego bieg do Boga – wspomina mama Szymona, Helena Lebiedziew.
Był szczęśliwy
Pierwsza Oaza okazała się momentem przełomowy w życiu tego nastolatka. Przeżywał podczas niej trudne chwile, bowiem dowiedział się właśnie, że nie dostał się do technikum, w którym chciał kontynuować naukę. – Podobno, gdy otrzymał list z informacją, że nie został przyjęty, odszedł gdzieś na jakąś górkę i płakał. Poszła za nim oazowa animatorka Teresa i wysłuchawszy go, otworzyła Pismo Święte na fragmencie z Listu do Tesaloniczan: „Zawsze się radujcie; nieustannie się módlcie; w każdym położeniu dziękujcie”. Szymon wrócił po jakiejś chwili uspokojony i radosny − opowiada pani Helena. Krótko potem w liście do przyjaciela pisał: „Oaza nauczyła mnie nie tylko nowego spojrzenia na Pismo Święte. Była ona jednym z punktów zwrotnych mojego życia. Teraz mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy [...]”.
− Nie uczono mnie kochać Boga, uczono mnie bać się Go i tak też wychowywałam dzieci. Po powrocie Szymona z Oazy role się odwróciły. Mój syn zaczął mnie uczyć kochać Boga – wyznaje pani Helena.
Zarażał radością
W kolejnych rekolekcjach oazowych, m.in. w Krościenku i Ochotnicy, Szymon brał udział najpierw jako uczestnik, a potem animator. – Wszystkich, których spotykał na drogach swoich wędrówek zarażał entuzjazmem, radością i gorliwością wiary. A w swoim zaufaniu do ludzi nie znał granic, co było dla niego nierzadko powodem wielu przykrości – pisał w swoich wspomnieniach o Szymonie ks. Jerzy Kaniewski, którego poznał w 1978 r., będąc klerykiem na rekolekcjach w Niedzicy na Spiszu. – Miał wtedy 14 lat, ale był już, nie waham się użyć tych słów, dojrzałym psychicznie człowiekiem. Ujął tam wszystkich swoją radością życia, ciągłą gotowością niesienia pomocy, a nade wszystko modlitwą. Wszędzie go było pełno – zanotował ks. Kaniewski, obecnie proboszcz parafii w Sycowie w diecezji kaliskiej.
Świadek wiary
Oprócz tego, że latem i zimą Szymon jeździł na każdy turnus rekolekcji, prowadził też grupy lub pomagał animatorom w Konarzewie, Poznaniu i Ruchocicach. Jednocześnie, będąc już uczniem grodziskiego LO, podejmował wiele różnorodnych inicjatyw, m.in. zakładał zespoły muzyczne, w których grał na gitarze i zajmował się fotografią, sam wywołując swoje zdjęcia. Korespondował też z wieloma poznanymi na Oazach rówieśnikami, pisał wiersze, z których część wraz z fragmentami jego listów została wydana przez Ruch Światło-Życie w małym tomiku. − Jego bogate zainteresowania i dokonania mogą zdumiewać − pisał ks. Kaniewski, który wspólnie z Szymonem przeżył wiele rekolekcyjnych turnusów.
Obecnie Szymon Lebiedziew został uznany w archidiecezji poznańskiej za świadka wiary, co do którego, po zbadaniu istnienia nieprzerwanej opinii świętości, istnieje zamysł wszczęcia postępowania beatyfikacyjnego.