Od prawie pięciu lat mieszkam w Niemczech, w prastarej diecezji mogunckiej, diecezji mającej już od średniowiecza silne związki z Polską. Szczególnie interesującym przeżyciem było śledzenie reakcji niemieckich wiernych i całego społeczeństwa na wybór na nowego Papieża kardynała Ratzingera.
Nie spodziewałem się euforycznych reakcji zarówno z uwagi na niemiecką stateczność i pewien deficyt spontaniczności, jak również ze względu na dość skromne miejsce dla wiary w życiu naszych zachodnich sąsiadów.
Wiadomość o wyborze zastała mnie podczas Mszy św., kiedy to celebrujący kapłan powiadomiony został przez jednego z wiernych, "iż kardynałowie w Rzymie podobno już się zdecydowali". Czytając kanon, ksiądz wspomniał już wprawdzie "nowo wybranego papieża", nie wymienił jednak jego imienia, gdyż nie było ono jeszcze znane. Po Mszy św. pospiesznie wyszliśmy z kościoła. Kierowca stojącego w pobliżu samochodu uprzejmie otworzył dach i nastawił głośno swój radiowy odbiornik. Trwała transmisja na żywo z Placu św. Piotra. "Habemus Papam! Josephum Ratzinger!" W głosie sprawozdawcy wyczuwało się wyraźne wzruszenie. Wśród zgromadzonych wokół "radiowozu" ludzi reakcje były bardzo zróżnicowane: od radości po rozczarowanie.
Udałem się do domu i "obdzwoniłem" moich niemieckich przyjaciół. Postanowiliśmy udać się do katedry. Ku naszemu zdziwieniu katedrę zastaliśmy zamkniętą, przed nią zaś stało kilkanaście osób pragnących się pomodlić. Wreszcie gdy udało się odnaleźć księdza, rozpoczęło się… szukanie klucza. W czasie czekania u wrót obserwowaliśmy, iż ciągle przychodzili ludzie chcący się pomodlić. Zastając jednak wszystko pozamykane na cztery spusty, odchodzili rozczarowani.
Zaczęliśmy ich zatrzymywać, tłumacząc, iż "klucz za chwilę się znajdzie". Wreszcie klucz się znalazł i weszliśmy do środka. Zebrało się w sumie kilkadziesiąt osób. Udaliśmy się do kaplicy Najświętszego Sakramentu, zmówiliśmy Różaniec w intencji Benedykta XVI, zaśpiewaliśmy "Salve Regina". Potem trwaliśmy jeszcze na indywidualnej modlitwie w ciszy. Opuszczając katedrę pełni wdzięczności za dar nowego papieża, stwierdziliśmy, iż także wierni w Niemczech szukają swoich świątyń.
W środę rano prześledziłem reakcje niemieckich mediów: począwszy od euforii, poprzez umiarkowane zadowolenie, na zdecydowanej niechęci kończąc. Gazety konserwatywne wyrażały się ciepło, im bardziej na lewo, tym dystans był większy. Niezwykle optymistycznie nastrajały depesze agencji DPA, mówiące o tym, iż najnowsza książka kardynała Ratzingera zepchnęła z pierwszego miejsca listy bestsellerów "Harry Pottera", a wśród "Top 10" niemieckiej wersji księgarni internetowej "Amazon" znajduje się siedem tytułów nowo wybranego papieża.
W ciągu kolejnych dni, korzystając z medialnego szumu, pytałem niemieckich kolegów o ich odczucia. W końcu wybór papieża to rzadka okazja do dobrej rozmowy, czasami przechodzącej w szczerą, otwartą i głęboką wymianę poglądów i doświadczeń. Niezależnie od różnorodnego pokroju moich rozmówców stwierdzam, że wszyscy byli jednak poruszeni wydarzeniami ostatnich godzin i dni. Nie okazali tego na zewnątrz. Można jednak z dużym optymizmem oczekiwać zmiany w tym zakresie. Jeśli Niemcy kupują książki kardynała Ratzingera, jeśli zaczynają je czytać (a czyta się je bardzo dobrze, zwłaszcza w oryginale), to może wyda to jakieś owoce.
Po niedzielnej rzymskiej inauguracji pontyfikatu odprawiono w poniedziałek 25 kwietnia w Moguncji ogólnokrajową Mszę św. dziękczynną z udziałem wszystkich niemieckich biskupów. Wiernych było jednak niewielu. Trudno się dziwić, skoro celebracja w dzień roboczy rozpoczęła się o godzinie 10.